25.11.2013

Część XIX Złamane zasady

Otworzył okno, nim nietoperz uderzył w szybę. Do pokoju wleciało zimne powietrze. Jego współlokator przez sen zawinął się w kołdrę. Na szczęście się nie obudził.
- Ghod - Isyan uśmiechnął się do siebie i wyszedł na korytarz, przepuszczając przed sobą zwierzątko. Płomienie na pochodniach zakołysały się i przygasły.
- Nie chcę nic mówić, ale... tam będzie Madre, Lenya i Adren.
- No i?
- No i jesteś w samych bokserkach.
- No i?
Chłopak zaśmiał się.
- Jest zimno, Isyan. Naprawdę zimno.
- Szlafrok wystarczy?
- Niech ci będzie - chłopak ponownie zmienił się w nietoperza i usiadł na ramieniu elfa. Po chwili szli kamiennym korytarzem. Isyan starał się, by jego stopy nie wydawały żadnych odgłosów.
Nagle jego serce zabiło mocniej, a w dłoniach poczuł dziwne mrowienie. Nie myśląc, schował się w cieniu. Nadstawił uszu. Powoli docierały do niego odgłosy. Ktoś szedł. Chłopak. Gwizdał i podskakiwał z radości. Nie uspokoiło to Isyana. Wręcz przeciwnie. Ten kretyn mógł przyciągnąć nauczycieli. Złamanie ciszy nocnej było karane bardziej, niż poważne skrzywdzenie innego ucznia.
Nie zastanawiając się długo, skręcił w inny korytarz i przyspieszył. Nietoperz zamachał skrzydłami na jego ramieniu, gdy tylko wydostali się na zewnątrz. Po niecałej minucie dołączyła do nich niewielka grupa jego braci i sióstr. Stworzenia wznosiły się w powietrze i opadały, ciesząc się z towarzystwa swego dawnego kolegi.
Zbliżał się do Wieży Megoela. Ciemna noc go osłaniała przed czujnymi nauczycieli patrolujących Wyspę. Tylko naprawdę sokole oczy mogły go wypatrzeć.
Wpadł na coś. Na kogoś. Ten ktoś jęknął i cofnął się do tyłu.
- Elfie…
Uniósł brwi, ale nie odpowiedział. Nie miał ochoty rozmawiać ze swoją kuzynką.
- A tylko komuś powiesz… - zaczęła, wykonując niebezpieczny ruch dłonią. Niepotrzebnie. Wokół Isyana pojawiło się co najmniej troje młodych istot. Landria przeklęła i uciekła w stronę strefy Wojowników. Jej czarne włosy powiewały za nią niczym peleryna.
Wbiegł przez drzwi do środka Wieży. Słyszał różne opowieści o tym miejscu. Najgorsze z nich miały miejsce właśnie w nocy, gdy uczniowie (i nie tylko), mimo ostrzeżeń, próbowali popisać się przed swoimi kolegami i dostać się na sam szczyt. Wielu z nich nie wróciło. Z innych zostały tylko krwawe miazgi. Jeszcze inni pozostali na zawsze związani z murami Wieży. Dosłownie – związani. Jeśli teraz nie udałoby się Isyanowi, mógł dołączyć do nich. Wiedział, że nie powinien się zatrzymywać i biec najszybciej, jak się da. Na sam szczyt.
Nietoperz sfrunął z jego ramienia. Młody chłopak znów pojawił się obok elfa i uśmiechnął w mroku.
- Srasz po nogach, Isyan?
- Pieprz się, Ghod.
Zaczęli biec. Czuły słuch elfa zaczął wyłapywać niepokojące dźwięki dopiero od piątego piętra. Sale bibliotek już dawno zostawił za sobą. Dalej uczniowie mieli zakaz wejścia. W dzień. W nocy Wieża nie była strzeżona. Każdy bał się tu wchodzić.
Słyszał dzwonienie łańcuchów i pohukiwanie. Po chwili zorientował się, ze to Ghod jęczy mu do ucha. Odepchnął go i biegł dalej. Powoli opadał z sił, ale motywowała go obietnica dobrej zabawy. Piął się w górę, mijał kolejne piętra. Porządnie przestraszył się łagodnego śmiechu, który dobiegał z jednej z zamkniętych komnat. Zupełnie nie pasował do mrocznego otoczenia i groźnych opowieści. Chciał się cofnąć, wrócić do pokoju i najlepiej nie wychodzić z niego przez tydzień.
- Jeszcze dwa piętra – Ghod pociągnął go za rękę. Na szczyt wbiegli razem.
Avalardo, Madre, Lenya, Esclew, Adren, Rigon i Misch rozłożyli już koc, na którym trójka z nich leżała i patrzyła w gwiazdy. Między nimi wędrowała butelka.
- Cześć, Isyan – rudowłosa Madre uśmiechnęła się do niego. Balansowała na krawędzi machikuł. Dla zabawy udawała, że spada, by po chwili wznieść się w powietrze na skrzydłach nietoperza i powtarzała swoją czynność. Nikt nie zwracał na nią uwagi.
Lenya podeszła do elfa i pocałowała go w policzek. Jej oddech był nasycony alkoholem i gdy odeszła na parę kroków, Isyan zauważył, że jej oczy błyszczą. Dziewczyna nagle zniknęła w objęciach Mischa, próbującego ją ugryźć.
- Nie gryź mojej siostry, sukinperzu – warknął Esclew, wstając z koca rzucając się na kolegę. Lenya przewróciła się pod ciężarem chłopaków.
- Znowu razem, hm? – Avalardo nostalgicznie uśmiechnął się i podał Isyanowi butelkę – Księżycówka. Najlepsza na świecie.
Elf pociągnął parę łyków i podał dalej Ghodowi. Wampir zaśmiał się.
- Boże, ale mi tego brakowało!
- Czemu jesteś w szlafroku? – spytał Rigon. Adren podniosła się, żeby spojrzeć na kolegę. Jej kocie oczy zabłysły w świetle gwiazd.
- Jesteśmy na Wieży Megoela, jesteśmy na Wieży Megoela! – zaczęła śpiewać Lenya. Misch i Esclew dołączyli do niej, zapominając, że przed chwilą się bili.
- Pij, pij – Avalardo poklepał Isyana po ramieniu – jedna butelka specjalnie dla ciebie, mój drogi.
Elf zapatrzył się na Madre. Przez wakacje była w Transylwanii i widać, podróż wyszła jej na dobre. Jej włosy były jeszcze bardziej lśniące i puszyste, a cera porcelanowa. Była piękna.
Ktoś zdarł z niego szlafrok. Przewrócił oczami. Wiedział, że za nim stoi Adren.
- Stęskniłyśmy się – stwierdziła.
- Nie wątpię. Oddasz mi szlafrok?
Dziewczyna się zaśmiała i wyrzuciła ubranie za machikuł.
- Zimno ci? Mogę cię ogrzać – jej usta były blisko jego ust. Ghod w ostatniej chwili ją odciągnął i skarcił wzrokiem – weźcie wyluzujcie, chłopaki.
Po parunastu minutach wszyscy leżeli na kocu, obserwując niebo. Każdy po kolei opowiadał historie, a Madre szokowała ich kolejnymi przygodami z Transylwanii. Potem znów zaczęły się wygłupy i znów leżeli. Isyan żałował, że nie mogą wyjść na miasto, chodzić między uliczkami i przesiadywać w parkach.
Rigon wyjął harmonijkę i zaczął grać. Lenya rzuciła się na elfa, prosząc go o taniec, mimo że sama już zdążyła nim prowadzić. Nawet nietrzeźwa była dobrą tancerką, a każdy jej ruch hipnotyzował i sprawiał radość. Nawet nie zauważył, że się zmęczył. Zziajany usiadł na jednym z ząbków machikułu. Rozkoszował się chłodnym wietrzykiem muskającym jego nagą skórę.
- Zmarzniesz – usłyszał szept. Madre podała mu jego szlafrok. Był cały w błocie, ale i tak go założył – Przepraszam za Adren.
- Adren to Adren, nie masz za co przepraszać – uśmiechnął się ciepło do rudowłosej – pewnego dnia znajdzie sobie jakiegoś wampira, z którego cały czas będzie zrzucała ubrania i nigdy jej się to nie znudzi.
- Heh. I w końcu zostawi cię w spokoju. Wiesz… tak sobie pomyślałam. Przecież teraz możesz latać z nami.
- Nie mam skrzydeł.
- Ale twój smok ma.
Mówiła poważnie. Jej spojrzenie było stanowcze. Patrzył w jej oczy, zatopił się w nie, tak samo jak chwilę później zatapiał się w jej ustach, a jego dłoń w jej włosach. Nie mógł przestać.

*

- Wstawaj, bydlaku – szturchnął gada w bok. Nie czekał, aż smok się rozbudzi, założył mu siodło i uprząż i wyprowadził z boksu. Lenya zapiszczała na jego widok.
- Łamiesz w ten sposób ze sto zasad tej szkoły – stwierdził Avalardo.
- Pierwszą złamałem, gdy was tu wpuściłem – Isyan się zaśmiał, dosiadając smoka – i tak bardzo tego nie żałuję.
Wampiry się zaśmiały i po kolei zmieniały formę. Jedynie Madre wciąż stała przed grzywaczem, głaszcząc jego pysk.
- Lecimy w jakieś konkretne miejsce? – spytała.
- Tak. Mam jedno w myślach od jakiegoś czasu. Muszę je sprawdzić – wyciągnął do niej rękę i pomógł wejść. Smok warknął. Nie podobało mu się, że musiał dźwigać dwie osoby.
Wzbili się w powietrze. Powoli, by wampirzyca mogła się przyzwyczaić. Mimo że latanie było na jej porządku nocnym, lot w ludzkiej formie był zupełną nowością. Isyan cieszył się, że zgodziła się usiąść razem z nim. Nikt tak nie rozumie radości latania, jak wampiry.
Sunęli nad wodą, w której odbijały się gwiazdy. Stopniowo przyspieszali. Nietoperze bawiły się ze zdezorientowanym smokiem, lecz przestały, gdy Madre o mało nie wpadła do rzeki. Ich ciche piski przypominały śmiech.
Już z daleka widział ruiny. Glassing, z którego wcześniej był wykonany budynek, sczerniał i pokrył się sadzą. Dookoła niego były porozwieszane taśmy i małe barykady. Niedaleko stał pojazd policyjny, w którym spał kierowca.
- Šūdas – szepnął Isyan. Zrobił kółko nad ruinami, wyobrażając sobie, jak budynek wybucha. Raz i drugi. Wszystko się zawala, wszystko umiera.
- To jest to? – spytała cicho Madre – Słyszałam, że coś wybuchło. Isyan, co to było?
- Więzienie, Madre.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.