10.11.2013

Część XV Cisza przerwana wybuchem

- Gotowa?
Netheid kiwnęła głową.
- Raz, dwa, trzy…
Uciekła, gdy tylko poczuła jego ręce na biodrach. Klasa zaśmiała się, a smoki potrząsnęły łbami, jakby rozumiały sytuację. Wszyscy zajęli już miejsca na grzbietach gadów, tylko ona jedna miała problem. Trafił jej się jeden z największych grzywaczy, chyba najbardziej ruchliwy. Nie dość, że był dla niej za duży i miała trudności w wspięciu się na siodło, to jeszcze za każdym razem, gdy próbowała to zrobić, smok udaremniał jej to, zaczepiając swoich sąsiadów, prostując skrzydła czy podlatując w powietrze. Dopiero, gdy ugryzł ją w ramię, z którego poleciała krew, Areffal zainterweniował.
- Boisz się? – spytał. Natychmiast zaprzeczyła ruchem głowy, zawstydzona samą sobą. Jej smok nie był straszny, mimo że ją ugryzł. Była przerażona dotykiem osób, które nie były jej rodziną.
Gdy nauczyciel jeszcze raz spróbował ją podsadzić, ponownie odsunęła się. Przepraszająco na niego spojrzała.
- Obawiam się, że sama musisz wejść, będę go trzymał – wzruszył ramionami.
Nieudolnie wgramoliła się na siodło, ciesząc się w duchu, że ma wyrozumiałego opiekuna.
- Nie było cię na pierwszych trzech zajęciach, więc będę trzymał go na uwięzi. Siedzisz pewnie? Ok, trzymaj wodze, nie wypuszczaj ich pod żadnym pozorem. To jest podobne do jazdy konnej. Jeździłaś kiedyś na koniu? Trudno, nie jest to konieczne. I pamiętaj, to ty nim kierujesz, nie on tobą.
Przełknęła ślinę. Już poznała charakter gada, na którym siedziała i nie potrafiła wyobrazić sobie, że nad nim panuje. Zupełnie nie rozumiała, czemu przydzielona ją do Zaklinaczy. Jej Moc była tu zbędna.
- Nie bój się. Tam na górze już nie są wcale takie zgryźliwe, jak na ziemi. Wystarczy, że zawiśnie w powietrzu, a od razu poczujesz różnicę. A gdyby coś się działo, sprowadzę cię w dół. Ramię zagojone, to dobrze… Gotowa?
Nie zdążyła zaprzeczyć, a już smok leciał w górę. Zamurowało ją. O mało nie puściła wodzy. Miała jakieś zadanie. Areffal mówił coś o szybie, kluczu… Zupełnie nie mogła skupić myśli. Zwierzak pod nią sam skręcił w lewo. Powinna nim kierować, ale… jak?! Niechcący pociągnęła go za grzywę. Zaryczał, inne smoki, przelatujące tuż obok odpowiedziały mu, lecz żadne z nich nie były tak samowolne, jak Netheid.
Poczuła, jakby powietrze uciekało od niej. Nurkowała. Ze strachu puściła wodze i zasłoniła oczy.
- Mówiłem, żebyś ich nie puszczała – usłyszała po chwili. Ktoś złapał ją pod pachy i postawił na ziemi. Nogi się pod nią ugięły, upadła na dłonie. – Jak masz na imię?
Areffal usiadł obok niej i przypatrywał jej się. Powtórzył pytanie, lecz odpowiedziała mu cisza. Netheid była na siebie zła. Próbowała otworzyć usta, wydać z siebie dźwięk, lecz nie potrafiła. Do tej pory odzywała się wyłącznie do Geralda, mamy i Ahii. Nawet w szkole nauczyciele byli przyzwyczajeni do jej milczenia i gdy brali ją do odpowiedzi, pisała wszystko na kartce. W pewnym momencie zainteresowała się nią szkolna psycholog, prowadząc monolog myślała, że pomoże dziewczynie. Nie pomogła, a matka w końcu postanowiła załatwić jej nauczanie w domu.
Zacisnęła pięści, skupiając się na wydaniu choć jednego dźwięku.
- Ok, dziewczyno – westchnął Areffal – przyjdziesz do mnie w weekend i razem popracujemy nad twoim tragicznym ujeżdżaniem smoków, aby było mniej tragiczne. Musisz nadgonić grupę dopóki jest w miarę ciepło. Grzywacze nie nadają się do jazdy w mrozie, poza tym będziemy powoli przechodzić do trudniejszych ras, rozumiesz? Teraz to nawet przestałaś kiwać głową. Ok, odpocznij, ja… - spojrzał w górę na pozostałych uczniów - hej! Wracaj!
Nauczyciel wsiadł na smoka bez żadnego problemu i odleciał.
- Netheid…

*

- Zobaczymy, co potrafisz, bydlaku – Isyan poklepał smoka po szyi i nachylił się nad jego karkiem. Poczuł pęd powietrza, warkoczyki obijały mu się o twarz. Uśmiechnął się do siebie i krzyknął, a gad mu zawtórował. Zamachał parę razy skrzydłami i po chwili zaczął szybować na polecenie swojego jeźdźca. W przeciwieństwie do innych uczniów nie latali w kółko. Isyan postanowił przelecieć nad miasto. Niewiele go obchodził zakaz wydany przez nauczyciela i konsekwencje w związku ze złamaniem go. Areffal sam mówił, że to, co poznają Jeźdźcy podczas nauki, to wolność. A cóż może być większą oznaką wolności od wiatru we włosach i wybrania własnego kierunku?
- Hej! Wracaj! Isyan, masz w tej chwili wrócić!
Elf spojrzał w tył. Najwidoczniej nauczyciel postanowił dołączyć do jego wycieczki poza wyspę.
- Nemesember!
Areffal powoli go doganiał. Jego wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego. Isyan pokierował smoka w prawo. W końcu oprócz szybowania mieli ćwiczyć też kluczenie.
Zanurkował. Lecieli tuż nad Wisłą, wraz z jej nurtem. Kropelki wody wzbijały się w górę przy każdym machnięciu skrzydeł gada.
- Jeśli zaraz nie zawrócisz, to przysięgam, że…
Isyan usłyszał huk, sto razy mocniejszy dla elfa niż dla jakiejkolwiek innej istoty człowieczej, chwilę później daleko na północnych obrzeżach Warszawy wzniosła się chmura dymu, oświetlona przez płomienie. Isyan zatrzymał swojego smoka, tak samo zaskoczonego, jak jeździec. Areffal tuż obok zrobił to samo. Oboje patrzyli w dal z otwartymi ustami.
- Zawracamy? – spytał elf. Nauczyciel bez słowa kiwnął głową. Byli w połowie drogi, gdy usłyszeli kolejny wybuch.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.