5.11.2013

Część XIV Elfy na tropie

Grupa biegnących elfów utorowała sobie drogę popychając Leonarda i Argera na ścianę. Czarodziej słyszał oddalające się przekleństwa.
   - Nie przeproszą, chamy - burknął Arger, rudy chudzielec z twarzy przypominający trochę szczura. Był rok starszy od swojego towarzysza i to od niego Leonard zwykle uczył się życia na wyspie. Pewnego dnia rudzielec usiadł obok Klenny przy stołówce. Dziewczyna natomiast przedstawiła go Leonardowi i tak we trójkę spędzali czas.
   - Jestem pewny, że nas nie zauważyli - powiedział Leonard, wstając i otrzepując mundurek - dla takich jak oni, nie istniejemy. Oni tu w ogóle mogą być? Szczególnie ta elfka? Przecież to kwatery Zaklinaczy.
   - Czasem się tu pałętają, spiorą jakiegoś dzieciaka i wrócą do siebie szczęśliwi. Nie zdziw się, jak ktoś nagle cię zaatakuje. Nauczyciele na to nie zwracają uwagi, chyba że grozi ci jakiś poważniejszy uszczerbek na zdrowiu, na przykład śmierć. W tamtym roku jeden półolbrzym zbił driadę prawie na krwawą miazgę. Nikt nie zareagował, bo przecież driady posiadają szybką zdolność regeneracji zdrowia. Tylko jakoś nie wzięli pod uwagę jej psychiki. Jak pojechała na ferie zimowe do domu, tak do tej pory nie wróciła. 
   - Dziwne...
   - Wcale nie. Jesteśmy w ASM, Akademii Sił Magii, szkole, gdzie uczą przyszłych, że tak powiem, żołnierzy. Każda osoba, która się tu znajduje będzie walczyła za kraj. Nie potrzebują słabych. Dla takich nie ma tu miejsca. Driada dobrze zrobiła, że nie wróciła, inaczej miałaby piekło na ziemi.
   Weszli do kabarys. Klenna już na nich czekała, siedząc na zielonej sofie ustawionej naprzeciw wyjścia na taras. Arger skrzywił się, gdy dostrzegł, iż ich widok będzie obejmował obściskujące się pary.
   - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie: jak się tu znaleźli? - zagadnął ponownie Leonard - są tu jakieś ukryte przejścia? Nie jest przecież możliwe, żeby tamta dziewczyna minęła barierę płci.
   - A bo ja wiem? Elfy to paskudna, podła, żałosna rasa. Może ma w zanadrzu swoich umiejętności zmianę swojego przyrodzenia i gender.
   Klenna się zaśmiała pod nosem i powróciła do czytania opasłego tomu Historii Magii w Polsce i na Litwie. Na chwilę między nimi zapadło milczenie. Mogłoby się wydawać, że Arger zasnął, lecz jego noga podrygiwała w rytm niesłyszalnej muzyki. Leonard spojrzał w niebo, po którym leniwie sunęły grzywacze tygrysie. Przypomniała mu się lekcja z sympatycznymi smokami.
   - Myślisz, że gonili tego elfa, tego co go wcześniej widzieliśmy?
   - Elfy elfa? - Arger leniwie otworzył jedno oko - mało możliwe. Z resztą, sram na to. Niech się wybijają nawzajem. Niech świat będzie wolny od tej okropnej rasy.

*

- To ty... - wysapał. Natychmiast rozpoznał drobną blondynkę, która nagle zmaterializowała się przed nim. Przez chwilę myślał, że jest duchem, ale gdyby była, nie wpadłby na nią, lecz biegł dalej, prawdopodobnie nawet nie zauważając, że coś przed nim wyskoczyło. 
   Dziewczyna zdecydowanie była zbudowana z mięśni i kości. Isyan był zaskoczony ich ponownym spotkaniem, zapominając całkowicie, co robił. Przez głowę przebiegła mu myśl, że blondynka była ładniejsza na Placu Zgody, gdzie pokazała swą prawdziwą Moc, zwymiotowała i o mało co nie przeszła do świata umarłych.
   - Myślałem, że nie żyjesz - wymknęło mu się z ust, zanim zdążył ugryźć się w język.
   Cofnęła się. Nie widział jej oczu, mógł się jednak domyślać, że była przerażona.
   - Pamiętasz mnie? Byłem z tobą na Placu Zgody, gdy...
   Zrobiła kolejny krok do tyłu, zaciskając dłoń w pięść tuż przy piersi.
   - Nie, nie, czekaj. Stój. Nic ci nie zrobię. Jestem Isyan. Nie jestem taki, jak inne elfy, zob...
   Usłyszał śmiechy i nawoływania. Damski głos niósł się echem po pustych korytarzach. Isyan przeklął, zamykając oczy. Myślał, że ich zgubił, ale przecież nie tak łatwo jest zgubić elfy. Od czegoś mają długie, spiczaste uszy.
   - Powinniśmy uciekać - wyszeptał do dziewczyny. Nie wiedział, czy złapać ją za rękę i ciągnąć ją do tego momentu, aż zgubią jego kuzynkę. Zrezygnował z tego, ufając, że blondynka będzie biegła za nim. Ona jednak stała, wpatrzona wgłąb korytarza, skąd dobiegały odgłosy gonitwy. Głos uwiązł mu w gardle, gdy chciał ją przekonać do ucieczki. Po chwili w zasięgu wzroku pojawiła się banda elfów.
   - Ach, elfie - uśmiechnęła się Landria - widzę, że masz towarzystwo! Zasłaniasz się niewinną dziewczyną?
   Taka niewinna, to ona nie jest, pomyślał Isyan.
   - Cześć, słodziutka. Jak masz na imię? - Landria powoli zbliżyła się do blondynki - Gdzie ty masz oczy?
   Isyan próbował się nie zaśmiać. Domyślił się, że jego kuzynka lubiła patrzeć w oczy swoim ofiarom. Teraz nie mogła tego zrobić, gęsta grzywka zasłaniała blondyneczce pół twarzy. Jakim sposobem ona widziała cokolwiek?
   Zapadła cisza. Między dwiema dziewczynami rozgrywała się niema walka. Elfka była bliska odgarnięcia przeciwniczce włosów z twarzy, lecz powstrzymywała się. Czarodziejka natomiast stała spokojnie, w żaden sposób nie reagując na grymasy złości Landrii.
   - Nudna jesteś - syknęła czarnowłosa, odwracając się - idziemy stąd, chłopaki. A z tobą, elfie jeszcze się spotkamy.
   Odeszli szybko i głośno, wymieniając się złośliwymi uwagami przerywanymi przekleństwami. Dopiero, gdy ich głosy ucichły zupełnie, czarodziejka odwróciła się do Isyana i natychmiast uciekła. Chłopak zdążył wypatrzeć kształt smoka na krawacie jej mundurka.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.