15.06.2015

Część XXIX Biegnij, Leonardzie

Patrząc na tysiące regałów, które zajmowały, mogło by się zdawać, nieskończoną przestrzeń, człowiek mógł poczuć się maleńki w stosunku do wiedzy. I to wiedzy tajemnej lub zakazanej. Dopiero teraz Leonard w pełni zdał sobie sprawę, że biblioteka w Wieży Megoela zawiera wszystkie pozycje dotyczące magicznego świata. Był pewny, że trzeba było zaczarować kilkupiętrowe pomieszczenie, aby je powiększyć. Tu było wszystko. Wszystko! Zaklęcia zakazane po Wojnie Rasowej, szczegółowo opracowane i opisane eksperymenty odrzucone prze Instytut Magiczny, księgi z przestarzałymi informacjami, a nawet wszelkiego rodzaju akta. Wszystko to znalazło się tu, bo wierzono, że zakazana część biblioteki w Wieży Megoela była jednym z najlepiej strzeżonym miejscem na ziemi.
Ruszył powoli przed siebie. Przy drzwiach, podobnie jak w bibliotece poniżej, znajdowały się kamienni strażnicy. Ci jednak nie byli ożywieni. Nie mogli zobaczyć kłębów kurzu wzbijających się spod nóg Leonarda. Martwym wzrokiem wpatrywali się w niknące w mroku regały z książkami, między które wkroczył młody czarodziej. Jego wzrok przeskakiwał od jednego tytułu do drugiego. Litery na grzbietach książek lśniły to złotem, to srebrem, czasami błysnęły szkarłatem. Innym razem były przetarte lub całkowicie ich brakowało. Chłopak miał wrażenie, że niektóre księgi drżą na jego widok, jakby wyczuwały jego obecność Drgnął słysząc głośne skrobanie dochodzące z wyższych pięter Wieży. Grunt to się nie bać.
Oczywiście, Wieża i Wyspa były doskonałym miejscem, żeby schować tę całą bardziej lub mniej niepożądaną wiedzę. Lecz gdyby Lathor Wspaniały wiedział, jak specyficznym czarodziejem był Megoel i czemu swoja siedzibę wybudował na Wyspie, nie byłby taki skory do wybudowania tu szkoły. Nie mówiąc już o bibliotece znajdującej się w Wieży. Mówi się, że konstrukcja jest nawiedzona, a każdy kto wejdzie wyżej niż na czwarte piętro pozostanie na zawsze zamknięty we jej wnętrzu i sam dołączy do grona niezliczonych duchów. (Czemu akurat czwarte piętro? Czemu nie pierwsze, albo piąte, albo dziesiąte?) Prawdą jednak było, że to nie duchy gnieździły się w murach Wieży. To nie one były jej "strażnikami". W tych czasach już nikt nie pamiętał, że to, co się tu znajdowało było czymś po kroćset potężniejsze i niebezpieczne. Tak, Megoel był specyficznym czarodziejem i nie bez powodu zamieszkiwał na ogrodzonej wyspie.
Leonard zatrzymał się. Zaraz... Tak właściwie to skąd on to wszystko wiedział? Jeśli dobrze pamiętał nigdy nie czytał żadnej książki dotyczącej Megoela. Czysto intuicyjnie? wiedział, że wszystkie tytuły na ten temat, które były ogólnodostępne, zawierały same brednie. Megoel umarł na Wyspie. Nie miał żadnej rodziny, spadkobierców, uczniów. Przez całe życie był sam. A jego zapiski znajdowały się tu, w zakazanej części biblioteki. Ale... skąd Leonard to wiedział?!
Usłyszał skrzypnięcie podłogi. W następnej chwili coś upadło. Gdzieś w oddali zapaliło się światło. Instynktownie cofnął się w cień. Ktoś przeklął. Tupot nóg - za daleko, żeby określić gdzie. Światło powoli się zbliżało. Cofnął się dalej, nie patrząc za siebie. Krzyk. Jakieś słowo - Aell? Arell? Farrell? Coraz jaśniej. Ktokolwiek tam był, zbliżał się w jego kierunku. Głębiej w mrok i wtedy...
Leonard wpadł na coś. Na kogoś. Albo ktoś wpadł na niego. Trudno było to określić. Po prostu dwie istoty znalazły się w jednym miejscu w tym samym czasie. Obie się przewróciły. Chłopak nie zdążył w żaden sposób zareagować, a już ktoś (coś?) pociągnął go za dłoń. Musiał biec. Potykał się. Coś przeleciało nad nim. Uderzyło w drewnianą kolumnę. Posypały się drzazgi. Ponownie to słowo: Arell. Ciągnięty, wbiegł na schody. Dopiero teraz ją zobaczył. A właściwie jej falujące w pędzie włosy. Z wielką wprawą zbiegała po schodach. Prawie się na nią przewrócił. Ponownie coś obok niego przeleciało, uderzyło w ścianę. Zadziałało zaklęcie odbijające. Czar przeskakiwał od ściany do ściany nim wypalił w kamieniu maleńką dziurę. Zasklepiła się od razu. Wybiegli na dwór. Owiało go zimne powietrze. Oddech zamienił się w kłębek pary. Księżyc w sierpie ubywającym zasłonięty był przez chmury. Wydawało się, że dziewczyna biegnie na oślep. O mało nie wpadła na drzewo, zbiegła ze ścieżki i wepchnęła go za jakieś drzwi. Plecami uderzył w drewnianą konstrukcję, półka? O rety, znalazł się w składziku. Ona weszła za nim. Nie było miejsca. Ściśnięci między drzwi a tę cholerną półkę, nie mogli się ruszyć.
- Cześć - wyszeptała bardzo cicho i natychmiast zamilkła. Nie widziała go, było zbyt ciemno. Skierowała wzrok w górę. Gdyby mogła widzieć w ciemnościach, mogłaby obserwować pająka wiszącego pod sufitem. Jednak Leonard miał taką zdolność. Przypatrywał się dziewczynie. Miała wielkie oczy, lekko zadarty nos. Policzki zdobiły jej piegi. Była ładna. Żałował, że nie może widzieć kolorów.
- Kim jesteś? - spytał. Uciszyła go natychmiast, marszcząc brwi. - Co tam robiłaś?
- Cicho bądź - syknęła.
- Co się dzieje?
- No zamknij żeś się.
- Myślę, że należą mi się wy...
W jednej chwili widział, jak dziewczyna wywija oczami, porusza ustami, jakby mówiła: "no żesz" i... pocałowała go. Wykorzystała to, że nie mógł się ruszyć, przyparty do półki. Kolejny raz był znienacka całowany. Nie to, żeby marudził, że mu się nie podoba. Właściwie podobało mu się aż za bardzo. Z każdą sekundą coraz bardziej. Wydawało się, że składzik momentalnie się zmniejszył. Odwzajemnił i miał wrażenie, że i jej się to podoba. Ile czasu tak trwali, nim w końcu oderwała się od niego?
- Och... Czyli te plotki kłamią - znów wyszeptała, uśmiechnęła się i wyszła na zimne powietrze. Po chwili wróciła - I poczekaj ze trzy dni, nim tam wrócisz. Nauczyciele w okres świąteczny uwielbiają patrolować bibliotekę.
Stał jeszcze pół godziny w składziku, nim jego nogi uspokoiły się i pozwoliły mu wrócić do pokoju. To była najdziwniejsza noc w jego życiu. To była najpiękniejsza noc w jego życiu.