12.11.2013

Część XVI Pabudo

Milczeli podczas drogi powrotnej. Isyan spojrzał na nauczyciela, zastanawiając się, czy coś wie. Twarz Areffala była jak wykuta z kamienia. Jeśli nawet czegoś się domyślał, nie chciał, aby jego podopieczny coś wyczuł. Elf przyspieszył i po chwili wylądował. Natychmiast wokół niego pojawili się uczniowie, wypytując, co się stało.
Och, super! Wcześniej jakoś dla nich nie istniałem.
Zdjął uprzęż ze smoka i zaprowadził go do zagrody. Gad człapał niezgrabnie, plącząc się o swoje własne łapy. Mruknął gdy furtka zamknęła się za nim.
- Jak chcesz mi coś powiedzieć, mógłbyś to zrobić jaśniej – warknął Isyan i oddalił się pospiesznie, nie patrząc już za siebie. Był zły na siebie. Czemu nie poleciał do miejsca wybuchów? Był na smoku, miał możliwość zobaczyć na własne oczy, co się stało. Co mu kazało wrócić na wsypę i czekać, aż wiadomości napłyną na wyspę w listach od rodzin. Był ciekaw, czy jego matka wpadnie na ten genialny pomysł, by napisać mu o wybuchach.
Zatrzymał się tuż przy wejściu do kwater i rozejrzał się. Wszyscy uczniowie zebrali się na zewnątrz, półszeptem rozmawiając, co mogło wywołać potężne huki. Niektórzy próbowali wejść do zamkniętej wieży Megoela, by wspiąć się na szczyt i dostrzec cokolwiek.
To jest jakieś szaleństwo!
Wszedł do kwater. W zamyśleniu przemierzał puste korytarze. Znał już na pamięć sieć dróg przypominających labirynt. Wiedział, którędy iść, by dostać się do najmniej uczęszczanych zakamarków, gdzie są puste pokoje, sale ćwiczeń, a nawet od lat nie używany salon z kominkiem. Wyczuwał też dziwne wibracje przy niektórych elementach wystroju. Ostatnio zwrócił uwagę na wyjątkowo duży i niezwykle paskudny obraz przedstawiający goryla w stroju baletowym. Obserwował go przez ponad pięć minut, czując, że jest coś w nim wyjątkowego. W końcu dotknął płótna, lecz nic się nie stało.
Wchodząc do pokoju, otrząsnął się z zamyślenia. Tuż przed nim zmaterializowała się pixie, podała mu list i natychmiast zniknęła. Nie wierzył, że matka tak szybko do niego napisała! Oczekiwał długiego sprawozdania z kolejnej bitwy między ludźmi a istotami magicznymi, opisu walk i pojawienia się bohaterów narodowych. Chciał przeczytać coś, co by nim wstrząsnęło.
Rozerwał kopertę i wyciągnął świstek papieru.
Nie rób nic głupiego.
Kocham Cię, 
Mama.

*

Leśniak miał około sześćdziesięciu lat i był typem nauczyciela, którego wszyscy się słuchali. Natychmiast uspokoił chowających się w kącie Wojowników, którzy plotkowali w najlepsze. Przy okazji wystraszył niewidzialnego Vättara, gdy rozkazał mu się pojawić. W końcu stanął na środku sali, rozkładając ręce.
- Witam was na pierwszych zajęciach z Magii. Na wstępie powiem: jeśli ktoś uważa, że te zajęcia są mu nie potrzebne, zapraszam go na środek, aby odbył egzamin końcowy. Uprzedzam, że tak zwanych poprawek nie będzie, więc dzisiejsza przegrana oznacza niezaliczenie przedmiotu – rozejrzał się. Szczególnie długo patrzył na elfy, jakby się spodziewał, że ktoś z nich się zgłosi. – Nikt? Jaka szkoda! Przechodząc dalej, jeśli myślicie, że was jest ponad sto pięćdziesiąt osób, a ja jestem jeden i wam nie dam rady, jesteście w błędzie! Jestem w stanie powalić was wszystkich na łopatki tylko jednym gestem dłoni! Ale nie po to tu stoję i TĘPIĘ SOBIE JĘZYK, MIMO ŻE TY NIE SŁUCHASZ, ŚMIERDZĄCA KUPO RUSAŁCZEGO ŁAJNA! Spróbuj jeszcze raz się odezwać!
Leśniak obserwował przez chwilę swoją ofiarę. Dziewczyna kuliła się między swoimi przyjaciółkami i żałowała, że nie może zniknąć jak Vättar.
Leonard przypomniał sobie wszystkie informacje, jakie przeczytał o Leśniaku. Był człowiekiem, z początku nie dysponującym żadną Mocą. Jako jeden z małej garstki istot niemagicznych dostał się do ASM, gdzie okazało się, że ma niezwykły talent. Po sześciu latach nauki uzyskał stopień Magijstera. Podczas Wojny Rasowej był jednym z najlepszych dowódców wojskowych, prawie niepokonany, siejący postrach wśród nieprzyjaciół. Był też człowiekiem, który nie uważał grupy Przyjaciół za wrogów. Niektórzy biografowie twierdzą, iż współpracował z wyżej wymienioną grupą, jednak informacja ta nie została oficjalnie potwierdzona.
Po takim mężczyźnie, jak Leśniak można by się spodziewać, iż będzie szorstki i apodyktyczny, jednak Leonard czuł do niego szacunek i sympatię.
- Jestem tu dla was! Moim zadaniem jest przekazać wam wiedzę, dzięki której będziecie tak dobrzy, jak ja. Ale to, jak wysoko wejdziecie, zależy tylko od was; od waszej motywacji; od systematyczności i ambicji.
Uczniowie zaczęli szeptać między sobą. Leśniak pozwolił im na chwilę pogaduszek, lecz po chwili uniósł ręce, by ich uciszyć.
- Po pierwsze: jesteście gigantyczną grupą, a każdy z was ma rozwiniętą w sobie Energię na różnym poziomie.
Leonard przełknął ślinę. Jeszcze niedawno nie wiedział w ogóle, że ma jakąkolwiek umiejętność posługiwania się Magią. Nie znał żadnych zaklęć, ani sposobów ich rzucania i domyślał się, że z tego przedmiotu będzie jednym z najgorszych osób w klasie.
- Zostaniecie podzieleni na trzy grupy: pradedantysis, tarpinis i pažangus. Po drugie: grupa tarpinis będzie miała zajęcia w parzyste tygodnie, pozostałe dwie w nieparzyste. Po trzecie: niektórzy z was uważają się za nadzwyczaj potężnych, ale tak nie jest. Inni myślą, że ich Energia jest znikoma, lecz nie mają racji. Nie znacie swoich predyspozycji, które w was drzemią, dlatego ja was podzielę. Od razu mówię, że nie zwracam uwagi na jęczenie i marudzenie, że za nisko kogoś przydzieliłem. Drażni mnie to i jedyne, co mogę zrobić w takiej sytuacji, zaniżyć ocenę za nieposłuszeństwo. Zaczynamy!
Leonard spojrzał na Klennę, która wzruszyła ramionami i wskazała palcem w dół, co miało oznaczać, że będzie należała do najsłabszej grupy prededantysis. Kiwnął głową, że z nim będzie podobnie. Nie oczekiwał od siebie niczego wielkiego.
Zamieszanie powstało tuż przy niewielkiej grupie Magów, gdzie znajdowało się parę elfów. Sądząc po rozmowie, Leśniak był ich opiekunem, zdecydowanie bardziej wymagającym, niż Areffal. Jego sprzeciw sprawił, że kłócąca się z nim dziewczyna wybiegła z sali, płacząc.
- Chodziłam z nią do podstawówki – szepnęła Klenna – jej rodzice są jednymi z najpotężniejszych Magijsterów na świecie i wiele od niej oczekują. Biedna nie ma łatwo.
- Energię drzemiącą w istocie można wyczuć – tłumaczył Leśniak, wciąż przydzielając uczniów do grup – nie jest to łatwe, lecz daje niezwykłe możliwości. Energia kieruje Mocą, więc czując jej przepływ, możemy dowiedzieć się, w którą stronę zostanie popchnięty magiczny strumień, jak mocny on będzie, a czasami nawet da się odgadnąć, jakie zaklęcie będzie użyte. Dlatego nie należy lekceważyć tego, co macie w sobie!
- Ale… jeśli spotkają się dwie wrogie sobie osoby perfekcyjnie władające Energią i rozpoczną walkę, będzie ona trwała bez końca? – spytał Leonard. Klenna dźgnęła go w żebro, by się przymknął.
- Trafna uwaga - odpowiedział Leśniak, nawet nie rozglądając się za osobą pytającą – co należałoby w takim razie uczynić?
W sali wciąż panowała cisza. Uczniowie patrzyli się to na siebie, to na nauczyciela, ale żadne z nich nie odpowiedziało.
- Co należy uczynić?! – zagrzmiał Leśniak.
Parę osób cofnęło się, jakby miało to ich uchronić. Milczenie się przedłużało, aż w końcu…
Głos był tak cichy, że nawet elfy z drugiej strony sali nie usłyszały. W przeciwieństwie do Isyana, jedynego ze swojej rasy w grupie Zaklinaczy. Poruszył uszami i rozejrzał się. Tylko dzięki niemu można było stwierdzić, że ktoś się odezwał.
- Możesz powtórzyć? – Leśniak zwrócił się do ich koleżanki. Nikt w grupie nie wiedział, jak ma na imię.
Dziewczyna pokręciła głową i skuliła się. Gęsta grzywka zasłaniała jej oczy.
- Jak masz na imię?
- Powiedziała, że należy wyciszyć aurę – wtrącił Isyan.
- Energię - poprawił Leśniak - powiedziała Energię?
- Powiedziała aurę.
- W takim razie blisko. Należy wyciszyć Energię! Słyszy grupa?! Wyciszyć się!
Leśniak spojrzał na elfa, przydzielił go do grupy i powiedział coś, czego Leonard usłyszeć nie mógł. Widział jednak, jak Isyan prostuje się i otwiera usta ze zdziwienia. Nie poruszył się, żeby dojść do swojej grupy. Stał jak wryty i patrzył w przestrzeń. Kosmyki włosów z jego grzywki opadły mu na czoło, ale nawet tego nie zauważył.
- Gdzie ty masz oczy? – nauczyciel podszedł do bezimiennej blondynki. Dziewczyna jeszcze bardziej się skuliła. Jakakolwiek konwersacja z nią była bezsensowna – idź do prededantysis.  A teraz, co my tu mamy… - Leśniak doszedł do Leonarda i się zaśmiał – nie wiedziałem, że tacy, jak ty jeszcze istnieją!
- To znaczy?
- Jesteś pabudo!

2 komentarze :

  1. Tak! Po tak długim czasie w końcu przybył upragniony wolny piątkowy wieczór i mogłam spokojnie wszystko nadrobić!
    Przez to, ile na raz rozdziałów przeczytałam, nie wiem już, co napisać...
    Strasznie podoba mi się obraz rasy elfów. Jak już kiedyś wspominałam, strasznie rzuciły mi się na mózg tolkienowskie stereotypy, więc zobaczyć wredne, brutalne elfy to dla mnie super sprawa! Jak już o brutalności mowa, to nie powiem, gdy uświadomiono mi, że w Akademii przetrwać gorzej niż w dżungli, trochę mnie to zabolało... Nawet do głowy mi nie przyszło, że tam gdzie jest magia, może być i tyle prostego ludzkiego zła! Teraz będę drżeć na samą myśl co może się stać, gdy ktoś zostanie sam w korytarzu... Opiekuj się wszystkimi bohaterami dobrze!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.