22.10.2013

Część X Niezbyt dobry start

Część należąca do zaklinaczy mieściła się na północnym krańcu wyspy, z której przechodziło się na kolejną mniejszą. Tylko uczniowie z broszkami o kształcie smoka mogli przejść przez most, po drugiej stronie którego znajdowały się zagrody dla smoków. W przeciwieństwie do innych pierwszaków Isyan nie miał zamiaru ich zwiedzać. Od razu udał się do kwater przeznaczonych dla chłopców i od razu odnalazł swój pokój.
   - Cześć, jestem… - zaczął jego współlokator, wyciągając rękę.
   - Nie obchodzi mnie, kim jesteś – odwarknął Isyan. Jego bagaże już stały przy łóżku i czekały, aż zostaną rozpakowane. Zignorował je. Nie miał ochoty myśleć, gdzie rozłożyć cały pokój, który zmieścił się w walizkach.
   - Jesteś elfem?
   - A co? Masz jakieś uprzedzenia?
   - Nie. Zastanawiam się, dlaczego dostałeś się do Zaklinaczy.
   Isyan wściekły opuścił pokój, trzaskając za sobą drzwiami. Już po paru godzinach pierwszego dnia na wyspie wiedział, że jego pobyt nie będzie taki, jaki sobie wyobrażał. Jako elf miał trafić do Wojowników, zaprzyjaźnić się z najgorszymi typami w Warszawie, a na studia wybrać kierunek Valvirana. Ale rzeczy potoczyły się całkiem inaczej. Zdradziła go własna krew. Co z tego, że jego mama była Nemesemberem, że od najmłodszych lat wmawiała mu, że pochodzi z jednego z najlepszych rodów na świecie, skoro spłodziła potomka z jakimś zapchlonym Zaklinaczem?! Kolejny powód, żeby nienawidził ojca.


Leonard usiadł na ławce. Miał kompletny mętlik w głowie.
   Artur… Jego najlepszy przyjaciel od najmłodszych lat. Osoba, z którą spał w jednym pokoju, z którą dzielił najgłębsze sekrety, której zazdrościł jej doskonałości, którą znał na wylot, okazała się zupełnie inna. Pocałował Leonarda i uciekł bez słowa. Młody czarodziej sam nie wiedział, która z tych dwóch rzeczy była gorsza. Kipiał ze złości, gdy dokonywał się jego Przydział. Nawet nie zastanawiał się, czy jego dobór był dobry czy zły. W zamyśleniu poszedł do kwater dla chłopaków i przekonał się, że sytuacja zupełnie wymknęła się spod kontroli. Jego nowy współlokator, ledwo co zdążył go zobaczyć, z odrazą stwierdził, że nie ma zamiaru mieszkać z pedałem i wyszedł do Rady prosić o zmianę pokoju.
   Jego nowe życie, mimo że przepełnione magią, miało kiepski start, podobny do tego gimnazjalnego. Doskonale wiedział, że w takich miejscach, jak Akademia, plotki szybko się rozchodziły i gdy wieczorem wyjdzie na spotkanie z opiekunem ich klasy, każdy będzie go unikał. W dodatku, w poprzedniej szkole miał przyjaciela, tym razem był sam.

*

Idąc na Małą Wyspę pomyślał o dziewczynie z Placu Zgody. Sam nie wiedział czemu jego myśli pokierowały się do niej. Nie miała specjalnej urody, która przyciągała uwagę, a jednak jej osoba pozostawiła po sobie trwały ślad w umyśle Isyana. Nie wiedział, co się z nią stało. Gdy Valviranie go zabrali (co było pomysłem jego mamy, by sprawdzić, czy nic mu się nie stało i za co wciąż był na nią zły), blondynka wciąż była otoczona Uzdrowicielami. Nie widział jej w szpitalu na wyspie, więc albo została wysłana do Uzdrowiska, albo nie przeżyła, czego starał się nie dopuścić do myśli.
   Czemu wywarła ona na nim tak wielkie wrażenie?!
   Usiadł na końcu Auli Smoków i skrzyżował ręce na piersi. Spotkanie jeszcze się nie zaczęło, a on już miał dosyć. Był jedynym elfem wśród zebranych i nie spodziewał się, by spotkał kogokolwiek ze swojej rasy w części Zaklinaczy. Widział wszędzie panoszących się czarodziei, nimfy i rusałki szepcące o Tii F, karzełki, parę zaciekawionych ludzi, a nawet gnoma irlyjskiego i dżiny. Zbiór różnorakich gatunków człekokształtnych, ale elf był jeden. 
   Na podium wystąpił młody mężczyzna w wieku studenckim. Zamachnął parę razy rękoma i zapanowała cisza.
   - Witam Smoki! – krzyknął, a po Auli przebiegł cichy pomruk odpowiedzi. Isyan zastanowił się, czy analogicznie rzecz biorąc Wojowników nazywa się Mieczami, Magów Gwiazdeczkami, a Medyków Fiolkami.
   - Sam nie wiem, kto bardziej się stresuje: ja czy wy – ciągnął dalej mężczyzna – zarówno dla was, jak i dla mnie jest to pierwszy rok. Tak się złożyło, że jestem waszym opiekunem, a ledwo co zacząłem tu pracę. Nazywam się Areffal Rlitz i…
   Elf przestał słuchać. Powrócił do myśli o dziewczynie z Placu Zgody.

*

Sala była jasna i cicha. Na samym końcu stał fotel, na którym siedziała majestatyczna osoba. Jej skóra wręcz oślepiała swoim blaskiem.
   - Jesteś Bogiem?
   - Nie – odpowiedziała.
   - Aniołem?
   - Nie.
   - To kim jesteś?
   - Twoją Mocą, Netheid.

1 komentarz :

  1. No fakt, już od samego początku wszystko zaczyna im się walić... Ale bardzo złośliwie powiem, że w sumie im gorzej, tym potem... ciekawiej!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.