6.10.2013

Część V W lustrze

Netheid
Otrzymanie listu potwierdzającego jej przyjęcie do szkoły było jednym z najszczęśliwszych momentów w jej życiu. Pokazała Elioenowi, że wcale nie jest aż tak beznadziejna, żeby się dostać do ASM. Teraz stała przed lustrem, przypatrując się swojemu odbiciu, które było ubrane w mundurek i zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Po raz pierwszy będzie musiała zostawić dom i zamieszkać w kampusie razem z setkami innych uczniów. Przeczuwała, że trafi do pokoju z jakimiś wariatkami, które będą starały się zniszczyć jej poczucie własnej wartości. Elioen mówił jej o tym, przestrzegał, że takie rzeczy to codzienność i musi być silna.
   Przygładziła grzywkę, która zasłaniała jej pół twarzy. W białej bluzce i czarnej spódnicy wyglądała raczej dziwnie i wyzywająco. Strój odsłaniał nogi, których u siebie nienawidziła. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad potencjalnym rozwiązaniem. Nie znała się na modzie, a tym bardziej na dobieraniu do siebie ubrań i dodatków.
   Odskoczyła od lustra, gdy tylko usłyszała pukanie. Jej odbicie w mundurku jeszcze przez chwilę jawiło się na tafli, by się rozmazać i zniknąć, a na jego miejscu pojawiło się odbicie prawidłowe.
   - Ahya, przestraszyłaś mnie - skarciła skrzacicę, która weszła bez słowa do pokoju, przynosząc śniadanie. Netheid spojrzała na jedzenie z odrazą.
   - Pan Elioen się o panienkę martwi - powiedziała Ahya, siadając na łóżku. Jej krótkie nóżki komicznie wisiały w powietrzu. - Mówił, że nie odzywała się do niego panienka już od dwóch dni. Sądzi, iż panienka jest zestresowana nową szkołą i inauguracją.
   - Nie jestem - odpowiedziała cicho Netheid, gładząc grzywkę. - Za dużo mówisz do nas "pan" i "panienka".
   - Jestem waszym słu...
   - Nie, nie jesteś! Byłaś przy moich urodzinach, byłaś przy mamie w tym okresie, o którym nie chce mówić. Patrzyłaś jak dorastamy, ja i Gerald. Bawiłaś się z nami, uczyłaś nas. Nie jesteś naszą służącą. Jesteś członkiem rodziny Fave'ów. Jesteś... my cię tu wszyscy kochamy. Wszyscy.
   Przez chwilę panowała cisza. Dziewczyna i skrzacica patrzyły sobie w oczy, próbując domyślić się, co myśli druga.
   Netheid pierwsza odwróciła wzrok, zwracając się do lustra. Wciąż ociągała się z włożeniem mundurka, a jej czas powoli się kończył. Wiedziała, że zaraz powinna zejść do kuchni, przywitać się z bratem. A potem czekała ich podróż na Plac Zgody. Zadrżała na samą myśl o tym, co ma się zdarzyć w ciągu paru godzin. Poczuła się samotna. Zawsze miała przy sobie mamę i Elioena, ale jej matka była na jakimś ważnym spotkaniu, a brat wydawał się jej równie daleki, jak Afryka. Nie miała ochoty go teraz spotkać. Zaraz zacząłby narzekać na ignorancję, którą wykazywała się przez ostatnie dni. Później poruszyłby temat szkoły, o czym rozmawiać by nie chciała. Przełknęła ślinę, próbując wyłączyć myślenie.
   - Powinna się panienka już ubierać - skrzacica zeskoczyła z łóżka. Jej karłowate nóżki prawie się pod nią ugięły, doprowadzając do upadku. Jednak jeszcze nigdy jej się to nie przytrafiło. Zawsze potrafiła zgrabnie wywinąć się z niezdarnych sytuacji, które były wynikiem skrzaciej postury. Wyprostowała się dumnie i podeszła do drzwi, w których się zatrzymała. - Jest panienka silniejsza, niż wszyscy myślą. Myślę, że niedługo się o tym przekonają. A tymczasem... myślę, że zakolanówki będą najlepszym rozwiązaniem.
   - Dziękuję, Ahya. Powiesz Geraldowi, że niedługo do niego zejdę?
   - Myślę, że pan Elioen ucieszy się z tego powodu.
   Skrzacica skłoniła się tak nisko, jak tylko pozwalało jej ciało i wyszła. Netheid westchnęła głęboko. Jeszcze pięć minut i się ubierze.
   Wzięła do ręki skrzypce, rozkoszując się ich dotykiem i zaczęła grać. 

1 komentarz :

  1. Wow, nie sądziłam, że ciąg dalszy nastąpi dla mnie tak szybko!
    Niechybnie się powtórzę, ale długość rozdziałów jest naprawdę idealna (może tylko ja tak mam, ale kiedy fragmenty są krótsze, łatwiej mi ogarnąć całość). Zwłaszcza podziwiam, że mimo małej ilości słów naprawdę niczego tu nie brakuje. Szacun!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.