15.10.2013

Część VIII Interwencja

Mała dziewczynka, przyczepiona do Leonarda, zadrżała na widok smoków. On sam pierwszy raz był świadkiem interwencji sił Valviranów i Jeźdźców. Wzdrygnął się. Piętnaście lat temu była to codzienność - walki na ulicach, smoki nurkujące z nieba i wojownicy idący ramię w ramię, ostrzeliwani przez nielegalną broń sprowadzoną z Zachodu. Teraz to wszystko się powtarzało.
   - Nie martw się, znajdziemy twoich rodziców - przytulił małą, gdy kolejny gad przeleciał nisko nad ich głowami. Przeraźliwy ryk rozdarł powietrze.
   Zdumiał się, gdy stwierdził, że traktował dziewczynkę, jak młodszą wersję siebie. Ona też musiała wyczuć, że Leonard był kiedyś w podobnej sytuacji - oderwany od rodziców, których chciał znaleźć. Miał niecały rok, kiedy został oddany do domu dziecka. Wtedy także na ulicach było niebezpiecznie. Nie pamiętał tego i gdyby tylko mógł sprawić, żeby i ona zapomniała.
   Powietrzem targnął wybuch. Dziewczynka zaczęła płakać.
   - Niekontrolowany isiutimas na skrzyżowaniu Legge'a i Morszyńskiej! - Obok nich przebiegło paru Valviranów - Przysłać posiłki i uzdrowicieli!
   Leonard nic nie rozumiał. Skąd brała się ta nienawiść, która sprawiła, że wszyscy zaczęli ze sobą walczyć. Polska była krajem wyjątkowo spokojnym i tolerancyjnym. W krajach Europy Zachodniej słynęła jako oaza dla istot magicznych. Od momentu rozpoczęcia Unii Polsko-Litewskiej ludzie i inne gatunki potrafiły na sobie polegać, nawet podczas trwania Wojny Rasowej. Teraz jednak wydawałoby się, że cała historia przyjaźni była jednym wielkim kłamstwem. Nieważne, która ze stron spowodowała wszechobecny chaos, efektem tego była dwustronna nienawiść.
   Gdyby tylko ludzie wiedzieli, że Leonard jest czarodziejem z krwi i kości, prawdopodobnie by go zaatakowali i pewnie by już nie żył. Trzymał się na uboczu, z dala od centrum walki. Tylko tu mógł utrzymać swoją neutralność, choć nie był całkowicie bezpieczny. Wiedział, że w tłumie znajdują się nadgorliwcy, którzy pragnęli na zawsze zwalczyć przeciwną rasę.
   Chłopak poczuł ostry ból w ramieniu. Nie zauważył kobiety stojącej tuż obok niego z nożem w dłoni.
   - P-Przepraszam! Naprawdę! Myślałam, że jesteś jednym z nich, nie... - urwała i uciekła na widok zbliżającego się Jeźdźca.
   Leonard patrzył na krew spływającą mu po ręce. Biała koszula, stanowiąca część mundurka, szybko nasiąknęła krwią. Rana była głęboka. Po chwili nie docierały już do niego odgłosy walk, nie słyszał też słów wypowiedzianych przez stojącego przed nim Jeźdźca. Czy to możliwe, że tak szybko się wykrwawiał? Przecież tamta kobieta miała ze sobą tylko nóż...
   Nogi ugięły się pod nim i to było ostatnie, co pamiętał.

*

   - Nic mi nie jest! - Isyan wyrywał się Uzdrowicielom. Domyślał się, że zajmują go tylko dlatego, żeby nie widział blondwłosej dziewczyny. Chronieni przez zaklęcie tarczy stworzonej przez kilkunastu Magijsterów mogli spokojnie leczyć poszkodowanych. Walki dookoła wciąż trwały, choć przybycie Sił Magicznych uspokoiło większość zażartych wojowników. Niektórzy z nich rozpierzchli się we wszystkie strony, inni odpuścili dopiero przy użyciu Mocy.
   Smoki krążyły nad ich głowami, rycząc i gryząc dla zabawy swoich towarzyszy, gdy byli blisko siebie. Ich Jeźdźcy wypatrywali miejsc, w których wciąż było groźnie lub gonili uciekających. Powietrze targało ich włosy i wydawać się mogło, że to kochali.
   Isyan został oddzielony od nowej znajomej. Ostatnim, co zdołał zobaczyć było, jak dziewczyna osuwa się na ziemię. Resztę zasłonili mu Uzdrowiciele. Właściwie nie musiał nic widzieć, wystarczyło mu to, co słyszał.
   - Jeszcze raz, ale mocniej. Mocniej, Kith! Zaraz ją stracimy!
   - Nie! - krzyknął elf. Ponownie spróbował się wyrwać, lecz Uzdrowiciel uspokoił go zaklęciem. Usiadł spokojnie na ziemi, rozglądając się dookoła. Jakiś młody człowiek wymachiwał naostrzonym kijem od miotły w stronę Valvirana. Nie chciał się poddawać. Może ktoś mu powiedział, że walczy dla dobrej sprawy. Isyan zamknął oczy, nie chcąc wiedzieć, jak skończyła się ta potyczka.
   - Jeszcze raz, Kith! Już ostatni!
   Położył się. Na niebie leniwie krążyły smoki. Nie wiedział, co było w nich takiego pociągającego, przecież widział je codziennie, gdy latały nad miastem, ciesząc się wolnością. Może właśnie to, że miały taką swobodę, robiło z nich tak piękny widok.
   - E, młody, pójdziesz z nami.
   Isyan spojrzał w stronę, z której dobiegł go głos. Nad nimi stało dwóch Valviranów.
   Chyba powinien uciekać.

1 komentarz :

  1. Spodziewałam się ot, takiej małej, niegroźnej manifestacji, a tu proszę - wojna domowa gotowa!
    Nie wiem, czemu piszę to tutaj, a nie rozdział wcześniej, ale opis walki był świetny.
    Smoki do tłumienia zamieszek, Magijstrowie, do tego fakt, że to się dzieje w Polsce... Próby łączenia fantasy ze współczesnością (czy może nawet bardziej z przyszłością) w książkach, której czytałam, nie zawsze dobrze się kończyły. U Ciebie wyszło to bardzo naturalnie i intrygująco.
    Przepraszam, że piszę trochę nieskładnie - o tej godzinie już ciężko mi się myśli XD
    Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.