13.10.2013

Część VII Epicentrum nienawiści

Plac Zgody. Symbol solidarności między istotami magicznymi a ludźmi nagle stał się miejscem wydarzeń, w których przeważał brak tolerancji i nienawiść. Jedni rzucali się na drugich, używali najróżniejszych rzeczy, które nadawały się na broń. Ci, którzy unikali walki, wkrótce zostawali w nią wplątani. Najpierw próbowali bronić swoich braci, potem samych siebie, by w końcu zaatakować z własnej woli. Zapanował chaos. 
   Netheid starała się nie spuścić z oczu brata. Tłum starał się ich rozdzielić. Była popychana, szarpana, zaklęcia w nią trafiały. Potknęła się. Strach ją zdominował. Nie mogła się ruszyć, lecz krzyczała. Nie słyszała swojego własnego głosu, wszystko dookoła działo się w zwolnionym tempie. Kręciło jej się w głowie. Odsunęła się na bok, a na jej miejsce upadł człowiek rażony zaklęciem. Z jego ust sączyła się zielona piana. Netheid krzyknęła jeszcze głośniej, wstała, zaczęła uciekać. Tuż obok niej przebiegło troje elfów. Najmłodszy z nich miał klatkę piersiową owiniętą w transparent - Polska dla ludzi! Precz z magicznymi!  Płótno z każdą sekundą było bardziej czerwone od krwi.
   Nagle zdała sobie sprawę z tego, że jest bliżej centrum walk, niż była wcześniej. Panował tu taki ścisk, że jakikolwiek ruch wydawał się niemożliwy. Ludzie wykorzystywali swoje ręce, drapali, wbijali paznokcie w przeciwników, dusili. Netheid ponownie opanował strach. Zgubiła Elioena, była sama w epicentrum nienawiści. Próbowała się wycofać, lecz tłum spychał ją do środka, popychał do walki. Uchyliła się przed lecącą w jej stronę tyczką. Kolejnego ciosu nie zauważyła. Upadła. Nie ważne, że była kobietą, należała do tych złych istot magicznych. Poczuła kopnięcie w brzuch, w ramię, udo. Raz, drugi, trzeci. Ponownie zakręciło jej się w głowie. Mięśnie jej się napięły, zadrgały. Traciła przytomność.

*

Isyan zablokował pięść, która próbowała go uderzyć. Uśmiechnął się do zdziwionego napastnika.
  - Nie widziałeś przypadkiem kobiety, spiczaste uszy, czarne włosy, zielone oczy, 37 lat?
  - Eee...
  Z dłoni elfa wytrysnęło zaklęcie. Jego przeciwnik odleciał do tyłu, pozostawiając po sobie korytarz wydrążony w tłumie. Parę osób zdążyło odskoczyć, innym się nie poszczęściło. Chłopak nie przejął się. Ruszył na kolejnego mężczyznę. Na jego koszulce był nadruk oznajmujący, że istoty magiczne pochodzą od szatana. Oczywiście, szczególnie ci ochrzczeni. Facet gorliwie kopał osobę skuloną na ziemi. Isyan złapał go za kołnierz, brutalnie odrzucił i środkowym placem poinformował co sądzi o jego chrześcijańskim zachowaniu. Nie musiał nic więcej robić - mężczyzna uciekł. Jego ofiara wciąż leżała na ziemi, drżąc coraz bardziej.
   - O cholera!
   Elf w ostatniej chwili padł na ziemię i zasłonił oczy, lecz i tak odczuł efekt uderzenia, a światło oślepiło go. Był zbyt blisko. Jego czuły słuch został poddany próbie wysokiej częstotliwości. Skóra go paliła. Zacisnął zęby, próbując nie krzyczeć z bólu.
   Jak nagle wybuch isiutimas się zaczął, tak nagle się skończył. Isyan jeszcze przez chwilę nie podnosił wzroku. Serce mu zamarło na samą myśl tego, co zobaczy. Nigdy nie był świadkiem czegoś podobnego, ale słyszał o jego skutkach. Wypalone oczy, skóra, pomieszane zmysły, czasami zdarzały się też zmiany genetyczne lub zespolenie dwóch ciał. Starał się nie wyobrażać, że jego mama leży gdzieś niedaleko jako jedna z ofiar. Otrząsnął się, wciąż dzwoniło mu w uszach. Wstał i podbiegł do dziewczyny, nie rozglądając się. Była to drobna blondynka z długimi włosami, ubrana w mundurek. Na krawacie nie miała broszki, więc tak jak on była pierwszakiem. Kiedy ją podniósł, jęknęła. Była przytomna.
   - Dasz radę iść? - spytał ją. - Musimy się stąd zwijać.
   W odpowiedzi dziewczyna zwymiotowała obficie, brudząc białą koszulę.
   - Jasne, dam ci chwilę prywatności. Wyduś to z siebie.
   Jej isiutimas rozciągnął się tylko w promieniu pięciu metrów. Poza tym obszarem wciąż stał walczący tłum, który teraz przypatrywał się chłopakowi i rzygającej dziewczynie. Ludzie wnet domyślili się, że to oni są sprawcami tego, co przed chwilą zaszło. Paru odważnych ruszyło w ich stronę, trzymając zaostrzone pałki i noże. Przerażony Isyan stwierdził, że sam nie da im rady. Złapał czarownicę za rękę i stwierdził, że nie ma dokąd uciekać. Byli w pułapce... 

1 komentarz :

  1. o matko :<
    nie wiem co bym zrobiła siedząc w środku takiej bitwy :<
    świetny rozdział! czekam z niecierpliwością na następny ;)
    i dziękuję bardzo za komentarz na moim blogu ^^
    bardzo bardzo ;)
    przesyłam buziaki ^^
    ayuna-chan.bloog.pl ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.