15.11.2014

Część XXVI Wszystkie drogi prowadzą do...

- Netheid – usłyszała za plecami. Podskoczyła i upuściła książki. Cintho. Nie! Nie powinno go tu być! Był typem człowieka, który stroni od książek (tak właściwie jej się wydawało). Miał omijać bibliotekę szerokim łukiem! A tym czasem znalazł ją wśród tego labiryntu półek. Z o wiele większą łatwością można by znaleźć igłę w stogu siana.
Cintho z uśmiechem podniósł jej książki. Powinna wykorzystać sytuację i uciec, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- „Megoel: mity i legendy”, „Tajemnice Wyspy i Wieży”? Na co ci to?
Wyrwała mu książki z ręki. Ich dłonie się zetknęły na moment. Grymas przemknął przez jego twarz i doskonale wiedziała czemu. Efekty ujarzmienia smoka miały trwać jeszcze parę miesięcy. Tak powiedział Areffal. A to był dopiero pierwszy etap. Kolejne miały być gorsze. Na razie jej to nie przeszkadzało. Miała obniżoną temperaturę ciała, która uniemożliwiała kontakty międzyludzkie. Ale jeśli ktoś jest samotnikiem, tak jak ona, nie ma to większego znaczenia. Zauważyła jedynie, że koledzy z zajęć nosili kurtki na wszelki wypadek, gdyby zawiało od niej chłodem. Parę razy zamroziła parę przedmiotów, które akurat trzymała. Najbardziej zadowolona była jej współlokatorka, która należała do rasy ondyn, nordyckich rusałek, i uwielbiała chłód stworzony przez Netheid.
Bardziej współczuła Leonardowi. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, co on musiał przeżywać. Areffal wytłumaczył, iż jego smok, Noudańczyk Galvazudyjski, był zwany skrytobójcą wśród smoków. Nic dziwnego, że chłopak odczuwał mrok. Jak to w ogóle mogło być możliwe?
Netheid ominęła Cintho i ruszyła do stolika, na którym piętrzyły się już znalezione przez nią książki. Teraz jej priorytetem było wyjście z uzależnienia się od świetlików w Wieży. Nie mogła poradzić się u żadnego nauczyciela – wejście do Wieży było surowo zabronione, a już i tak miała zbyt dużo problemów z wchodzeniem tam, gdzie nie powinna. Pozostawały jej informacje z książek. Bała się jedynie, że w części dostępnej uczniom niczego nie znajdzie.
- Zawsze tyle czytasz? – spytał Cintho opierając się o półkę – nigdy nie przepadałem za tym miejscem. Jest takie… ciche, aż ciarki przechodzą.
Spojrzała na niego spod grzywki i pożałowała. Jego uśmiech był nieziemski. Zupełnie jakby nie był człowiekiem. Uh! Czemu musiał się do niej przyczepić.
Doskonale wiesz czemu, pomyślała. Gdyby wtedy przy nim się nie odezwała, może sprawy potoczyły się inaczej.
- Czekaj! – złapał ją za ramię, gdy zaczęła się pakować. Mimo chłodu nie cofnął ręki. W swoim zwyczaju uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego oczach zabłysła iskierka – Umówisz się ze mną?
Ponownie ją zamurowało.
- C-co? – spytała. Po chwili dotarło do niej, że zrobiła to na głos, co spowodowało jeszcze szerszy uśmiech na twarzy Cintho. A już myślała, że większy już być nie może.
- Czy umówisz się ze mną? No wiesz, na randkę. Kawa, herbata, kino. Takie tam sprawy.
A trzeba było uciekać na samym początku.

*

Wciąż dręczyły go mdłości. Ujarzmienie smoka, który posługuje się jadem, nie może dobrze wpłynąć na człowieka. Kiedy już się przyzwyczaił do tego całego mroku, jakoś to wytrzymywał, ale posmak w ustach był najgorszy.
Przez trzy dni w ogóle nie chodził na zajęciach. Siedział w kącie swojego pokoju, starając się przyzwyczaić do spadku po smoku. Miał wiele czasu na przemyślenia. A myśli płynęły szybko. Przeskakiwały z tematu na temat, poszukiwały jakiegoś punktu zaczepienia. Tyle książek przeczytał, tyle wiedzy zyskał, lecz wciąż nie wiedział kim jest. Pabudo, uśpiony. Powoli zaczynał myśleć, że musi być to zaklęcie zakazane. Jeśli tak, to prawdopodobieństwo, że znajdzie jakiekolwiek informacje na ten temat było nikłe. Możliwe, że władze kazały spalić wszystkie książki, które zawierały podobną wiedzę. Ale czy władze byłyby aż tak głupie? Tak samo w wypadku Przyjaciół. Areffal mówił, że Rada Akademii zniszczyła całą dokumentację na temat smoków. Intuicyjnie mu nie wierzył. Gdzie w takim razie takie papiery byłby bezpieczne przed ciekawskimi oczami?
Wieża Megoela.
Oczywiście. Zamknięta Wieża na zamkniętej Wyspie. Gdyby tylko miał tam dostęp…
Zaraz… A co jeśli wiedza o tym, kim jest nie kryje się w zaklęciu pabudo, lecz w tajemnicy jego rodziców? Której zupełnie nie chciał poznać? Już dowiedział się, że prawdopodobnie smoczy spadek ma po Przyjaciołach. To by miało sens. Jeśli dziecko przywódcy Rasowców zostało aresztowane, co się stało z dziećmi Przyjaciół, którzy zostali uznani za wrogów? Oczywiście porzucenie ich w dzieciństwie dawało im jakieś szanse na przetrwanie. Ale ani Isyan ani Netheid zupełnie nie wyglądali na pabudo.
Wszystko co mógł zrobić, to wybrać się do zakazanej części biblioteki. Uśmiechnął się do siebie. Efekt ujarzmienia smoka przestał mu przeszkadzać. W tym momencie był jak najbardziej pomocny.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.