22.11.2014

Część XXVII Niespodziewany atak

Zatrzymał się przed drzwiami i odetchnął. Miał ciężką podróż. Gdy tylko wszedł do metra, ludzie odsuwali się od niego najdalej jak mogli, aż w końcu został sam w wagonie. Najchętniej sam pozbyłby się tej temperatury. Czuł się, jakby miał gorączkę – ledwo kojarzył co się dzieje wokół, był zaspany i prawie przegapił przystanek. Miał wrażenie, że przejście tych dwustu kroków, które przebył na piechotę, zajęło mu dwie godziny.
Ale najgorsze czekało za drzwiami.
Nigdy nie dowiedział się, z czym wiązała się data 20 grudnia. Wydarzenie, które miało miejsce tego dnia co roku prowadziło jego mamę na dno kieliszka. I nie było to picie, które powodowały wspomnienia. Piła, póki mogła, póki trafiała kieliszkiem do ust, póki nie zasnęła. I zawsze przed nią stał pełny, nigdy nie tknięty drugi kieliszek.
Nauczył się nie pytać. Domyślił się, że chodziło o ojca. W każdym piciu chodziło o ojca. I było mu żal, że próba zapomnienia o tym gnoju zawsze kończyła się tak samo.
W mieszkaniu śmierdziało mieszaniną alkoholu i spalenizny. Wszystkie światła były zgaszone, jedynie w salonie lampka paliła się słabym światełkiem. Panująca cisza dała Isyanowi nadzieję, że mama już zasnęła.
I wtedy usłyszał stuknięcie kieliszka o stół. Westchnął. Nie miał siły się z nią kłócić, jak zwykle to robił. Usiadł na krześle naprzeciwko i obserwował jak wypełnia kolejny kieliszek.
- Wszystkiego najlepszego – wysepleniła i wypiła.
- Miałem urodziny miesiąc temu.
Słabe światło lampki podkreślało jej zaniedbanie. Podkrążone i zapuchnięte oczy, pewnie od płaczu. Paznokci nie obgryzała, za to skórki wokół nich miała postrzępione i powyrywane. Włosy stanowiły jeden wielki kołtun. Zupełnie nie przypominała tej pięknej kobiety, którą opuścił, wyjeżdżając do szkoły. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Zostawił ją samą. Nie miała żadnej przyjaciółki ani rodziny. Nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić i wygadać. Samotność, wspomnienia i alkohol zawsze mieszały jej w głowie.
Huk. Isyan przewrócił oczami. Wampiry nigdy nie potrafiły wyhamować przed szybą. Nigdy tego nie rozumiał. Tym bardziej, że jako nietoperze miały umiejętność echolokacji.
- Chodź spać – elf wstał, by pomóc mamie. W następnej chwili poczuł jak leci i uderza plecami w regał. Książki posypały mu się na głowę.
- Jak śmiesz mnie dotykać po tym, co mi zrobiłeś! – wrzasnęła wstając. Musiała trzymać się stołu, aby się nie przewrócić – jak śmiesz się tu pokazywać!
Rzuciła lampką. Magiczna kulka rozbiła się tuż nad głową Isyana. W pokoju zapanowała ciemność. Wyczuł kolejne zaklęcie lecące wprost na niego. W ostatniej chwili się uchylił.
Ciało zaczęło go palić jeszcze bardziej. Powietrze wokół niego zaczęło falować pod wpływem ciepła. W ustach poczuł smak siarki. Wypluł dym i ponownie usunął się zaklęciu z drogi. Kolejne zablokował. Słabł z każdą sekundą. Cała energia ciała była zużywana w tworzenie ciepła. Nie był wstanie wykorzystać jej do utworzenia jakiegokolwiek czaru.
- Mamo, przestań!  Jestem twoim synem! Uspokój się!
Smok zionąłby teraz ogniem. Ale nie jestem smokiem! Jestem człowiekiem! Zwymiotował czymś, co zupełnie nie przypominało ognia. Jeśli nie powstrzyma wzrastającej temperatury, zemdleje.
Ostry ból w ramieniu. Oberwał. Ostatkiem sił zebrał Energię i otworzył okno. Wszystko się rozmyło.

*

- Isyan? Isyan! Rety, ale jesteś rozpalony.
Ktoś go podniósł i usadowił na fotelu. Zogniskował wzrok na rudej czuprynie.
- Madre…
- Masz gorączkę.
- Nie mam.
- Masz! Nawet ja czuję, że masz z 50 stopni. Nie wiem nawet czy w takiej temperaturze powinieneś żyć! Powinieneś iść do lekarza! Albo… nie wiem… co mam zrobić?
Uśmiechnął się, starając się ją uspokoić.
- Przyniesiesz mi wody? Dużo wody? Proszę.
Nie przekonał jej. Wciąż była nie pewna i wystraszona, ale poszła.
- Zaraz mi przejdzie, zobaczysz – powiedział, gdy wróciła. Wypił parę łyków – gdzie mama?
- Zahipnotyzowałam ją i położyłam do łóżka. Czemu ona to zrobiła? Czemu cię zaatakowała?
Isyan zaprzeczył ruchem głowy, popijając wodę. Wciąż miał wrażenie, że wszystko z niego paruje, lecz temperatura jego ciała powoli się obniżała.
- Nie mnie. Mojego ojca. Jestem do niego złudnie podobny. To przez niego pije.
- Nigdy mi nie mówiłeś…

- Madre, a co tu jest do mówienia?! Sama się nie przyznajesz do pewnych rzeczy. Weźmy twojego ojca. Ghod mi mówił. Siedzi w więzieniu od trzech lat… bo zachciało mu się wampirzenia – zdał sobie sprawę z tego, że powiedział za dużo – przepraszam. Ale wiem, że Ghod ci powiedział o mojej mamie, pieprzona gaduła. A ja nie byłem jeszcze gotowy, żebym sam mógł ci powiedzieć. Nie ma się czym chwalić, prawda? Nie płacz, Madre… Madre… - wziął głęboki oddech - kocham cię.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.