15.12.2013

Część XXII Bractwo Krwi

 Wzburzona Netheid wpadła do pokoju Elioena. Już miała otworzyć usta, spytać go o wszystko, co przed nią ukrywał, lecz zauważyła, że nie jest sam. Cintho patrzył na nią z uniesionymi brwiami. Przygryzał ołówek, ale mimo to uśmiechnął się. Na jej policzki wystąpił rumieniec. Wyszła z pokoju i ponownie do niego weszła.
Wzięła głęboki wdech i na tym próba powiedzenia czegokolwiek się skończyła. Nie potrafiła wydać z siebie żadnego dźwięku, choć rozpaczliwie tego chciała. Było to możliwe tylko wtedy, gdy wiedziała, że nikt nie patrzy.
- Wyjdź - Elioen spojrzał znacząco na Cintho. Chłopak westchnął, przewracając oczami, ale usłuchał. Bez słowa ruszył w kierunku drzwi i...
Netheid zebrała się w sobie. Szarpnęła protestującymi mięśniami i zatrzymała Cintho. Jej dłoń zapłonęła przyjemnym ciepłem, gdy dotknęła jego klatki piersiowej. Uniosła oczy w stronę jego twarzy, lecz natychmiast je opuściła, skupiając wzrok na stopie. Kątem oka widziała, jak Elioen uniósł się z krzesła, zaciskając pięści.
- Powiedziałem: wyjdź! - usłyszała jego głos.
Milczący Cintho próbował ją minąć, ale nie pozwoliła mu. Wciąż trzymała dłoń na jego piersi i patrzyła w dół. Czuła napięcie między dwoma chłopakami. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo nienawidziła Geralda. Tego, jaki był wobec niej nadopiekuńczy. Próbował ją ochronić przed bólem, cierpieniem i nienawiścią, ale jedynie co osiągnął, była jej słabość. Między wersami słyszała, że nie powinna ufać ludziom, więc przestała się do nich odzywać. Wmawiał, że świat jest zły, zatem schowała się przed nim za grzywką. Gdzieś zgubiła samą siebie. Nie była tą Netheid Fave, którą powinna być.
- WYJDŹ!!!!!!!
Ale teraz... czuła, że w końcu należy do siebie. Rozbiła szklaną bańkę, w której żyła. Uderzyła w nią wtedy, gdy obie się tego nie spodziewały. Na lekcji Magii. Poczuła swoją siłę, dzięki której mogła obronić się przed tym złym światem. Zrozumiała Moc, która płynęła w jej ciele. Wiedziała już, dlaczego znalazła się w Zaklinaczach.
- Nie.
Powiedziała to tak twardo, że sama nie rozpoznała swojego głosu. Podniosła głowę i spojrzała na brata. Zaskoczony Elioen cofnął się o krok, wpadając na biurko. Nie nienawidziła jego, lecz osobę, którą z niej stworzył. Miała ochotę krzyczeć, drapać i gryźć. Ponownie tak użyć swej Mocy, by nic wokół nie zostało.
Dłoń, która spoczywała na piersi Cintho, zacisnęła w pięść i opuściła. Czuła, jak chłopak na nią patrzy. Koniuszkiem palca niechcący musnął jej ręki. O mało nie eksplodowała.
- Niech zostanie - wyszeptała. Znów mówiła tak, jak kiedyś. Cicha i spokojna, ale już nie słaba - może powie mi coś, czego ty nie chciałeś nigdy mi powiedzieć.
Oboje usiedli jak jeden mąż, wpatrzeni w nią zahipnotyzowani. Elioen wciąż miał otwarte usta, nie wiedział, czy ma zamknąć czy otworzyć. Cintho delikatnie się uśmiechał. Wolała na niego nie patrzeć.
- Co się stało z Gadiael? - wypaliła. Wcale nie chciała o to pytać, ale... Miała wrażenie, że od lipca słyszała o niej mniej, a tu, na wyspie wydawało się, jakby nigdy nie istniała. Za każdym razem, gdy dosiadała się do brata i jego kolegów w stołówce, nikt o niej nie wspominał. A pamiętała, jak bardzo cieszył się na spotkanie z nią.
Gerald odwrócił głowę i spojrzał przez okno. Nie powiedział nic. Zupełnie, jakby ich role się odwróciły - on milczał, ona mówiła.
Kątem oka zauważyła, jak Cintho powoli kręci głową, dając jej znać, żeby nie drążyła tematu. Poczuła się winna. Podeszła do brata i przytuliła. Drżał i wtulił się w nią, jakby był małym dzieckiem. Po chwili zostali sami.

*

Tym razem nie udało mu się zasnąć, jak na poprzedniej lekcji nauki o krwi. Idąc do tej szkoły, myślał, że nie będzie tu nudnych wykładów, które są prowadzone przez nauczycieli z wyjątkowo melancholijnymi głosami. Cóż... mylił się. Pani Leandrana mogłaby pracować na pełnym etacie jako usypiacz i zarabiać na tym krocie. Była mistrzynią.
Przez pierwsze dwadzieścia minut próbował ustawić pionowo długopis, później zaczął rysować po podniszczonej ławce, która w przeszłości przechodziła podobne sytuacje, lecz teraz nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.
Rozejrzał się po sali. Parę osób, zaliczanych do miana kujonów, bazgrało zachłannie w zeszytach. Inni czytali książki, jeszcze innym udało się zasnąć - spadło na nich błogosławieństwo i Isyan zaczął im zazdrościć.
Przeklął sam siebie, że nie pomyślał wcześniej o jakimś zajęciu na czas lekcji i zaczął przepisywać z tablicy.
"...aż do XVII wieku, kiedy dr Christopher Alonzy Jeckiolo zakwalifikował naukę o krwi jako odrębny przedmiot badań. Odkrycie dr Jeckiolo spowodowało powstanie wielu dziedzin, w których stosowało się krew człowieka jako przedmiotu bazowego..."
Isyan wytrzeszczył oczy na to, co napisał i zachichotał. Cokolwiek to miało znaczyć, brzmiało idiotycznie.
 "Podczas Wojny Rasowej ogromna część dziedzin została zakazana przez Meani GaLen, która stwierdziła, iż kierowanie krwią służy czynieniu zła".
Taaaak... nie istniał dział magii, który nie został poddany ograniczeniom podczas Wojny Rasowej. Nawet historia została ocenzurowana i do tej pory nie można mówić o Przyjaciołach pod groźbą kary dożywotniego pobytu w więzieniu. Sami Przyjaciele wciąż są ścigani przez władcze i zamykani w podziemnych więzieniach w Sudetach. Nikt nie wie, gdzie się one znajdują. Nikt nie wie, kto w ogóle tam został zamknięty. No tak, przecież o Przyjaciołach się nie dyskutuje.
Długopis zrobił paskudnego kleksa na części kartki. Zmarszczył brwi, ziewając.
Czemu nie mógłby pisać własnych bzdur?
"Lecz po wojnie w 1956 władze państwa Polsko-Litewskiego stwierdziły: hej! Przecież byłoby świetnie, gdyby nasze wojsko potrafiło przejąć władzę nad innym człowiekiem. To jest dziedzina nauki krwi! Wykorzystajmy ją! Gdy jakiś człowiek, który będzie pod kontrolą, zostanie zabity, stracimy jednostkę, lecz nie naszego żołnierza, który może wejść w inną jednostkę! I tak, obok Magijsterów, powstała druga klasa Magów - Eleni. Eleni są dobrzy, bo pozostają pod nadzorem państwa. Ale czemu nikt nie pomyślał o tym, że gdy wymknął się spod tego nadzoru, wcale nie będzie tak łatwo go unicestwić? Eleni mają niezliczoną ilość "żyć", w które mogą się wcielić. Cieszmy się! Jesteśmy bezpieczni!Nasze państwo jest do-ki-tu!!!!!!!!Jedna kropla krwi może przenieść niezliczoną ilość informacji, które przetrzymywane są w naszym mózgu. Pomijając choroby i jakieś takie dziwne rzeczy, które znajdują się w organizmie. Ale tak! Faktycznie! Nasze magiczne ciała same się bronią przed uzyskaniem przez kogoś naszej wiedzy. Nie pozwalają krwi łatwo opuszczać ciał i zasklepiają się tak szybko, jak tylko to możliwe.Dodatkowo informacje przekazane między osobnikami (osobnikami, podkreślam. Pies też może być osobnikiem) mogą być przenoszone na inne pokolenia. Cecha ta przysporzyła wielu zwolenników, szczególnie podczas Wojny Rasowej (jestem pewien, że chodzi o grupę, o której mówić nie wolno), którzy tworzyli tzw. Bractwa Krwi. Rytuał: należy ukłuć się w palec, druga osoba też się kłuje i przy odpowiedniej formułce: jungtis kraujo ir mano protas su jumis trzeba złączyć ranki. I tak oto informacja, która była w osobniku A, jest w osobniku B, a potem może być przekazana na dziecko osobnika B.
Krew Bractwa się rozpoznaje - podkreślone na tablicy trzy razy."
Ktoś pisnął z tyłu sali. Isyan obejrzał się, ale nic dziwnego nie zauważył. Wzruszył ramionami i powrócił do pisania.

*

- Nie rozumiesz, Arger! - prawie krzyknął, kładąc przed sobą niegrubą książkę Najważniejsze postacie Wojny Rasowej. Rudzielec przewrócił oczami i nic nie powiedział. Widać było, że nie chce więcej przesiadywać w bibliotece.
Leonard zaczął kartkować strony i zatrzymał się na zdjęciu młodego mężczyzny, właściwie dziecka.
- Jesteśmy... zaraz będzie druga Wojna Rasowa. On, Fryderyk Johtaja jest synem chrzestnym Ummeliego Wesilisa, przywódcy Rasowców. Jestem pewny, że Wesilis i Johtaja są Braćmi Krwi, a to oznacza, że Fryderyk wie wszystko. Wszystko. Rozumiesz?!
- Nie - Arger wziął książkę i zaczął czytać na głos: - Fryderyk Johtaja, urodzony w 1955 roku. Syn Bronisława Johtaja, prawej ręki przywódcy ruchu Rasowców w Wojnie Rasowej (patrz: Ummeli Wesilis). Skazany na karę dożywotniego pobytu w więzieniu od 1965, nieźle. Chłopak miał 10 lat, a już go do więzienia wsadzili. Sąd odrzucił ideę stworzenia z F. Johtaja pabu...
- Co? - Leonard wyprostował się w krześle.
- Pabudo. Jest wyjaśnienie pod gwiazdką: starożytne zaklęcie usypiania Mocy w człowieku. Jedynie rasa tzw. Wysłanników jest w stanie obudzić pabudo.

1 komentarz :

  1. Brawa dla Netheid! Czekałam, aż w końcu oficjalnie postanowi wybuchnąć!
    Wszystkie inne myśli przyćmiewa mi kadr z notki wcześniej - zrzera mnie ciekawość nie mogę się doczekać, kiedy będzie można ją zobaczyć!
    Życzę duuużo weny i wesołych świąt! - w końcu to już za dwa dni...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.