9.10.2015

Część XXXI Pora się zmienić

Jeszcze nigdy nienawidziła siebie samej jak w tym momencie. Jeszcze nigdy nie była na siebie tak wściekła. Czemu wtedy nic nie zrobiła? Czemu nic nie powiedziała?! Była jedyną osobą, która mogła zaprzeczyć tym fałszywym oszczerstwom "naocznych świadków". Co oni mogli widzieć? Nic. Przez cały czas byli zajęci sobą. I nagle ot znalazła się okazja, żeby pognębić jakąś magiczną istotę. Zaatakował ją - przytakiwali. Najgorsze było to, że sam Elioen tak mówił. Przecież ten elf, Isyan, nie miał złych intencji. Sam powiedział, że chce jej pomóc. Tylko po co ją dotknął?
Poprawiła skrzypce na ramieniu. Spoczywały bezpośrednio na oparzeniu. Za każdym razem, kiedy zapominała o tym i wykonała zbyt głęboki ruch, przeszywał ją potworny ból. Nie rozumiała, czemu dotknięcie elfa ją sparzyło. Nikt inny tak na nią nie działał. Codziennie była przytulana albo przez Elioena albo przez mamę i nigdy nic się nie stało. Czy to dlatego, że Isyan był elfem czy to przez efekt smoka?
Nie powiedziała o tym bratu. Wolała nie myśleć, co mógłby zrobić, gdyby się dowiedział. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć jego zachowania w kafejce. Oczywiście, wściekał się do każdego chłopaka, który kręcił się wokół niej, ale jeszcze nigdy nikogo nie uderzył. Dopiero później, w czasie ich kłótni, domyśliła się, że  jest uprzedzony do elfów. Skąd ta nienawiść u osoby, która przez dwa lata była bez opamiętania zakochana w ich przedstawicielce?
Kiedy ostatnio się kłóciła z bratem? Czy w ogóle zdarzyło się to wcześniej? Zawsze była w niego zapatrzona, niemal jak w ideał. Przystojny, przyjazny, utalentowany i mądry. Chciała być jak on. Chciała. Nagle zaczęła dostrzegać jego wady - tę uporczywą nadopiekuńczość, próżność i pewną wyższość. Pragnęła żyć własnym życiem, ale wciąż miała wrażenie, że Geralt ją ogranicza. Nic dziwnego, że ta kłótnia zabolała ją bardziej, niż się tego spodziewała. Nie potrafiła mu wybaczyć jego zachowania w kafejce. Poza tym w sprzeczce wypomniał jej, że to właśnie przez nią - jej głupotę i nieposłuszeństwo - ich mama znalazła się w więzieniu, kiedy przejęła całą winę na siebie za wypowiedzenie zakazanego słowa. Wiedział, że przesadził, ale było już za późno. Bolało okrutnie. 
Zaczęła go unikać. Zamknęła się w pokoju. Nie odpowiedziała, kiedy zapukał do jej drzwi, przepraszając. Nie pozwoliła też udobruchać się przez Ahyę. Z pokoju wymknęła się dopiero rano. Wiedziała, że będzie spał długo. Poprzedniego wieczoru powiedział jej przez drzwi, że wychodzi do pubu na "wigilię" z przyjaciółmi. Wrócił późno, robiąc dużo hałasu.
W domu było zimno, lecz wciąż za gorąco dla niej. W salonie stało drzewko świąteczne. Elfiki, które w lecie mieszkały na zewnątrz, zagościły między udekorowanymi bombkami gałęziami. Ich skrzydełka sprawiały, że drzewko błyszczało na różne kolory. Netheid lubiła je obserwować, lecz nie tym razem. Wypiła tylko zimną kawę i zignorowała przygotowane wcześniej przez Ahyę śniadanie (oraz karteczkę upominającą ją, żeby zjadła wszystko). Wzięła skrzypce do ręki i zaczęła grać. Uwielbiała akustykę ich domu. Pozwalała jej się odprężyć i zapomnieć o całym świecie. Kiedy grała, wyobrażała sobie, że stoi na polanie w lesie. Trawa łaskocze jej bose stopy. Wiatr głaszcze jej włosy, próbuje zajrzeć pod grzywkę. Tym razem jednak wciąż była na siebie wściekła.
Pora się zmienić - wyszeptał cichy głosik w jej głowie. Była przerażona tą myślą. 16 lat w milczeniu. Była przyzwyczajona do własnej ciszy. Ale to za długo. Pora się zmienić. Ile jeszcze razy ma powtórzyć się sytuacja z kawiarni, żebyś to zrozumiała? A ile razy już się zdarzyły, a nawet o tym nie wiedziała? Tak, pora zacząć rozmawiać z innymi.
Na samą myśl o tym, że ma się do kogoś odezwać, zrobiło jej się niedobrze. Wyobraziła sobie jakąś osobę, przerośniętą do granic możliwości i ją samą - maleńką i nieporadną. Jak mogła się do niej odezwać? Nie ufała jej. Nie było wokół niej Geralta, żeby mógł ją bronić. 
Nie zawsze będzie przy Tobie, Netheid.
Musiał istnieć jakiś sposób, żeby przezwyciężyć swój strach. Musiał być...
- Dzień dobry!
...Cintho?
Co on tu robi? Co on tu robi?! Co on tu...
Geralt prawie nigdy nie zapraszał kolegów do domu, nie mówiąc już o noclegu. Na pewno nie zaprosiłby Cintho, który non stop próbował poderwać jego kochaną siostrzyczkę. Czy to możliwe, żeby dopiero się zjawił? Nie! Przecież ma na sobie tylko spodnie!
Odwróciła głowę, czując, że się czerwieni. I właśnie w tym momencie jedna ze strun w jej skrzypcach postanowiła pęknąć i uderzyć w policzek. Kropelki krwi popłynęły jej po skórze. Cintho w jednej chwili znalazł się obok niej. Serce podskoczyło jej do gardła. Był blisko. Zbyt blisko. Dokładnie widziała swoje odbicie w jego niewyspanych, skacowanych oczach. Czuła zapach jego potu wymieszany z alkoholem i dymem papierosowym. Z jego ciała biło nawet przyjemne ciepło.
Wstrzymała oddech.
- Nic ci nie jest? - spytał zmartwionym, zachrypniętym głosem. Podniósł rękę do jej policzka, lecz zawiesił ją w powietrzu, parę milimetrów nad skórą, jakby się bojąc, że spłoszy ją samym dotykiem.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Rana sama zaczęła się goić. Chyba, że chodziło mu stanie tuż przed półnagim, przystojnym mężczyzną, który (jakby nie patrzeć) bardzo jej się podobał. W takim razie to było krępujące i nie czuła się z tym komfortowo. Nie pomagał też fakt, że była w koszuli nocnej. Ani to, że był poranek wigilijny. 
Zaraz Cię przytuli! - wyszeptał podekscytowany głosik w jej głowie. Netheid cofnęła się o krok, dokładnie w tej samej chwili, w której zrobił to Cintho. Ze zdumieniem stwierdziła, że on też jest zakłopotany. Rozejrzał się po salonie. Jego wzrok spoczął na stole z jedzeniem. 
- Mogę się poczęstować? - spytał. 
Odezwij się do niego! Odpowiedz coś! - wykrzyknął podekscytowany głosik. Ten drugi, spokojny i cichy przyłączył się do niego.
I nagle zrozumiała. Cintho był jej sposobem. To był jedyny "obcy" człowiek, do którego się odezwała (co prawda z trudnością, ale to już było coś). Cintho był jej pierwszym małym kroczkiem. Teraz powinna postawić więcej podobnych krokczów. Odpowiedz coś!
...
Cisza się wydłużała. Mimo że przeczytał notkę od Ahyi, zajadał się śniadaniem Netheid. Dziewczyna nie mogła się przemóc. Nie potrafiła nawet otworzyć ust. Dopiero gdy po dłuższej chwili zamknęła oczy, udało jej się wydać ciche pomóż mi.
Już nawet nie była pewna, czy prosi go o pomoc w sprawie milczenia, Geralta czy świetlików. Byleby tylko jej pomógł...
- Okej - usłyszała w odpowiedzi. Nie widziała, że Cintho się uśmiechnął pod nosem. 

1 komentarz :

  1. Trochę rozczarowało mnie przeskoczenie do czasu już po interwencji - bardzo byłam ciekawa, jak będzie to wyglądać...
    Co nie zmienia faktu, że rozdział mi się podoba. Po ostatnich wydarzeniach przydała się taka spokojniejsza sytuacja :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.