17.07.2015

Część XXX Elfom wstęp wzbroniony

Wszystkie dzieci wyglądają słodko. Dorośli się nad nimi rozczulają, zaczynają do nich mówić przesłodzonymi głosami, robić miny, wygłupiać się. Starsze panie szczypią maluchy w policzki. Mężczyźni sami natychmiast zamieniają się w duże dzieciaki, a każdej kobiecie włącza się tryb macierzyństwa i dostają świra na widok gigantycznych rozświetlonych oczu i niemądrego gaworzenia. Nie ważne jakiej rasy jest dziecko. Wszystkie są słodkie i rozczulające.
 Z wyjątkiem wampirzych.
Kiedy tylko Isyan wszedł do domu Madre, Radeor w jednej chwili znalazł się przy jego nogach, by gryźć. Najwidoczniej uznawał to za pewną formę przyjaźni, bo gryzł elfa po nogach za każdym razem, kiedy ten zawitał do ich domu- a Isyan zawsze o tym zapominał i kończył z dziurawymi spodniami, butami,  czasami także kostkami u nóg.
Tym razem jednak miał nie jakie szczęście. Pani Denewer zabrała synka na ręce zanim udało mu się nawet otworzyć usta. W mieszkaniu rozległ się płacz.
Radeor, jak wszystkie półroczne dzieci, miał wielkie, maślane oczy i właściwie na tym podobieństwo się kończyło. Jego tęczówki, w przeciwieństwie do rozległej gamy odcieni błękitu, były czarne jak noc. Nie dało się wytrzymać tego spojrzenia. Nie dość, że miało sie wrażenie, że maluch byłby zdolny wyssać całą krew z organizmu, to jeszcze mrugał on raz na godzinę. W dodatku był łysy, a wiecznie wystające wampirze kły wcale nie dodawały mu uroku. Madre wyjaśniła mu kiedyś całą fizjologie ich uzębienia, ale Isyan zapamiętał tylko tyle, że dziąsła kształtują sie odpowiednio dopiero w wieku około 10 lat. Do tego czasu ich kły nie są w stanie się schować jak u dorosłych. Po dłuższym zastanowieniu się stwierdził, że nie chce ponownie wyobrażać sobie swojej dziewczyny w młodszej wersji - bez włosów i z tym przerażającym spojrzeniem.
- Dzień... Ez egy jó èjszakat - powiedział do pana Denewer starając się nie połamać języka. Ukłonił się, nie napotkał jednak przyjaznego spojrzenia. Wcześniej się lubili. Wypili nawet po kieliszku domowej księżycówki. Ale to było zanim Isyan zaczął być z jego córką. Wampiry nie przepadały za związkami międzyrasowymi w swoim gronie.
- Przepraszam, że się tak guzdram! - powiedziała Madre na powitanie i cmoknęła elfa w usta. Zmełł przekleństwo. Czy musiała to robić na oczach swojego ojca-tradycjonalisty? - Dopiero co wstałam. Zaraz będę gotowa.
- Nie powinnaś wstawać tak wcześnie wieczorem. Zaszkodzisz swojemu zdrowiu, a lányom - powiedział pan Denewer surowym tonem. Madre go zignorowała, czesząc włosy przed lustrem i nucąc najnowszą piosenkę Tii F. Nie doczekawszy się odpowiedzi, pan Denewer dodał: - Nie wychodź na słońce.
 Madre fuknęła.
- Słyszysz, a lányom? Unikaj...
- Słońce?! W grudniu?! O dwudziestej?! - wybuchnęła dziewczyna. Isyan odsunął się od niej, po części z powodu tej nagłej zmiany nastroju, po części z powodu pana Denewera, który obrzucił go spojrzeniem świadczącym, że to elf jest wszystkiemu winien.
- I wróć przed północą.
- Słucham?!
- Idziemy na obiad do państwa Mortenaci. Całą rodziną.
- Isyan może iść z nami.
- Nem!- To krótkie zaprzeczenie spowodowało cieszę dookoła. Pani Denewer wstrzymała oddech. Mały Radeor przestał w końcu płakać i spojrzał na ojca swoim przerażającym wzrokiem. Isyan cofnął się o krok i tyle wystarczyło, żeby wpadł na szafkę z butami. Jedynie Madre wydała z siebie rozzłoszczony dźwięk. Złapała Isyana za rękę i wyszła z domu trzaskając drzwiami najmocniej jak mogła.
 Przez pewien czas szli w milczeniu obok siebie. Śnieg mienił się w świetle latarń ulicznych. Isyan obserwował grube płatki leniwie lądujące na rudych włosach Madre, nie odważył się jednak odezwać, dopóki miała zmrużone z wściekłości oczy. Wolał przeczekać najgorszy moment. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy splotła swoje i jego palce razem. Jej skóra była aksamitna w dotyku. Gdyby tylko mógł, nigdy by jej nie puścił.
- Chyba mnie nie lubi - zaryzykował. Madre spojrzała na niego jak na idiotę.
- Chyba. Cię. Nie. Lubi?! CHYBA? Isy, on cię nienawidzi! Gdyby mógł, to by cię zabił. Nic nie przemawia do jego rozumu. Nawet nie wiesz, jak wiele razy próbowałam. Wypiera się nawet, że kiedykolwiek cię lubił! Próbował mnie nawet zamknąć w pokoju, ale wtedy nawet mama mu się przeciwstawiła. "Bo jesteś wampirem i to nie przystoi". Ma na uwadze tylko dobre imię rodziny, a nie moje szczęście. Pieprzyć go! - Madre oddychała głęboko i spojrzała na dłonie. Isyan z czułością ją objął. - Wiesz co jest najlepsze? Że on chce się pokazać przed Mortenacimi. A Alavardo mi powiedział, że jego rodzice są za naszym związkiem i gdyby Iltra nie była z Ghodem to by "dali" ją tobie. Ale mój kochany tatuś tego nie rozumie! Jak twoja temperatura?
- Spadła - odpowiedział Isyan po dłuższej chwili, zaskoczony zupełną zmianą tematu. Zauważył, że Madre uspokajała się powoli i uśmiechnął się. - Niby wciąż mam ponad 38 stopni, ale przynajmniej nie jest to 50, prawda? Nad ranem trochę się pogarsza.
- Rozmawiałeś już ze swoją mamą?
- Nie... Unika mnie. Nie wiem, czy wie, czy nie wie co zrobiła, ale zupełnie nie mogę jej złapać. Parę razy nie wróciła do domu. Wczoraj za to wróciła tak późno, że zasnąłem, czekając na nią. Więc stwierdziłem, że obudzę się o 5 i poczekam pod jej pokojem. Ale już jej nie było.
Usłyszał ciche "ugh".
- A...
- ...ręka? - dokończył za nią, poprawiając sobie szalik - Dobrze - skłamał. Nie chciał jej bardziej martwić.
W ogóle nie było dobrze. Czymkolwiek trafiła go jego matka... teraz to się rozprzestrzeniało dalej. Na początku myślał, że zaklęcie nie miało żadnego efektu. Potem żyły na jego lewym ramieniu zaczęły barwić się na żółto. Z każdym ruchem ręki czuł potężny ból. Miał problemy z poruszaniem palcami, a teraz to świństwo pojawiło się też na szyi. Bał się. Zupełnie nie znał tego zaklęcia, nie wiedział, czy od tego się umiera. Potrzebował matki.
Madre uwierzyła w kłamstwo. Uspokoiła się zupełnie. Nawet na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy wtuliła się w Isyana. Śnieg skrzypiał pod ich stopami. W powietrzu uniósł się aromatyczny zapach kawy.
- Znam to miejsce! - Madre wskazała na kawiarnię, którą właśnie mijali - robią tu przepyszną gorącą czekoladę. Wejdziemy?
Nie czekając na odpowiedź, pociągnęła go za sobą. Isyan przez szybę zajrzał do środka. Kawiarnia musiała mieć dobrą reputację. Wszystkie stoliki były zajęte, a przy kasie ustawiła się spora kolejka.
- Albo wiesz... chodźmy dalej - wyszeptała speszona, zanim nawet otworzyła drzwi. Kątem oka zauważył czemu. Na drzwiach była wywieszona tabliczka Elfom wstęp wzbroniony. Nie pokazał po sobie, że to zauważył. Szedł w milczeniu za swoją dziewczyną, w myślach przeklinając brak tolerancji między rasowej.
Weszli do kolejnej kawiarni. Najwidoczniej zepsuła się klimatyzacja, bo wszyscy klienci siedzieli w kurtkach. Rozpoznał jedną czy dwie znajome twarze z ASM.
- Wiesz, że Adren bierze ślub? - spytała Madre, obserwując sufit. Był biały.
- Co?! Adren? Nasza Adren?
- Mhm…
- Ta Adren, która latała za wszystkimi facetami i nie potrafiła przebyć w związku dłużej niż pół miesiąca?!
- Mhm...
- Ale... jak?!
- No... - Madre wciąż obserwowała sufit. Nadal był biały - Na imprezie. Pokłóciłyśmy się, jak powiedziała, że wszystko, co dobre dostaję ja. Tak jakby miała na myśli ciebie. No i sobie poszła. A po godzinie czy dwóch widziałam ją już w objęciach jakiegoś gościa. Potem się okazało, że to jej znajomy z podstawówki. A jeszcze później, że w tej podstawówce oboje się w sobie podkochiwali. I... po tej imprezie zaczęli ze sobą bywać. I przespali się ze sobą. I zaszła w ciążę.
- Gratulacje dla niej - w końcu wydusił z siebie Isyan, próbując dojść czemu kolejka, w której stali, nie posuwa się do przodu - to chyba nie jest u was częste? Ciąże? W sensie, wy się rozmnażacie przez gryzienia, prawda?
- Och. Ciąże zdarzają się bardzo często. Tylko są trudne w utrzymaniu. Ciężko jest utrzymać martwy płód w martwym ciele.
Powiedziała to takim tonem, że zrobiło mu się głupio. W dodatku przypomniał sobie, jak parę razy mówiła, że jej mama poroniła.
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy. To normalne u nas. Ugryzienia są po to, żeby utrzymać rasę. Takie koło ratunkowe. Choć i tak to wszystkie jest uregulowane prawnie. Czemu ta kolejka nie idzie?
- Bo na początku stoi dziewczyna, która nie mówi - westchnął głęboko. Od razu rozpoznał drobną sylwetkę z blond włosami. Wyglądało na to, że go prześladowała. Nawet przerwy świątecznej nie mógł spędzić, nie spotykając jej!
- Znasz ją? To może idź jej pomóc? Poczekam w kolejce.
Isyan przewrócił oczami. To nie tak, że nie chciał jej pomóc. Po prostu wiedział jakie będzie to trudne. O ile niemożliwe. W ogóle czemu ta dziewczyna wpadła na pomysł, żeby przyjść do kawiarni, jak nawet jednego słowa do obcej osoby nie potrafi powiedzieć?! 
- Cześć, Netheid. Jestem Isyan. Pamiętasz mnie?
Dotknął jej ramienia. Dziewczyna podskoczyła. W następnej chwili znikąd pojawił się jej brat. W kolejnej jego pięść trafiła w nos Isyana.

1 komentarz :

  1. Jej, nadrobiłam! Pokusiłam się przy tym na przeczytanie wszystkiego od początku, więc trafiłam też na posty o książce. Nie mogę się powstrzymać, muszę spytać - co z nią? Jak idzie praca? :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za skomentowanie, bardzo to doceniam.